czwartek, 21 września 2023

[Rzeszów] liczba_spójnych_składowych--

Rywalizacja z Nowym Sączem nie jest lekka, łatwa ani przyjemna, ale trzeba przyznać, że Rzeszów na jednym polu zdecydowanie punktuje - dojazd do niego jest o niebo łatwiejszy. Nie trzeba się gramolić przez te wszystkie małe miasteczka, ronda, tereny zabudowane, uważać na rowerzystów, pieszych, koty, tylko siup - ekspresówka - i za chwilę w zasadzie jesteśmy na miejscu. Ponadto Rzeszów jest bardziej różnorodny - na północ od miasta jest dość płasko (nie warszawsko-płasko, ale wystarczająco-płasko, żeby nogi mogły odpocząć od walki z grawitacją), na południe hopka goni hopkę, a i do prawdziwych gór nie jest daleko. Widokowo obie miejscówki są podobne, przecież nie dzieli je dużo kilometrów. Na tyle niedużo, że decydujemy się wreszcie połączyć dwie spójne składowe w projekcie "jedna Polska" - tę warszawsko-poznańsko-białystocko-olsztyńsko-rzeszowską z krakowsko-nowotarsko-nowosądecko-bielską. Teraz zostało ich raptem (haha) dwanaście (jeśli dobrze liczę).

sobota rano i wieczorem

Widoki podobne - czyli jakie? Takie:

Jeśli takie okoliczności przyrody (i cywilizacji) to za mało, to na trasie były jeszcze atrakcje.

Spar, który zdobył tytuł sklepu roku w kategorii dworki i pałace
menu w knajpie, w której lubią bawić się słowem
(kulturowe konteksty: piosenkarka Britney Spears, piosenka Ice ice baby
zespołu Vanilla Ice, TVNowski program rozrywkowy Azja Express,
piosenka Kinda Crazy Seleny Gomez i - właściwie nie jestem pewna do
czego pije ostatnia nazwa, ale mam kilka pomysłów)

poniedziałek, 18 września 2023

[Nowy Sącz] weekend inspirowany nowosądecczyznością, współtworzony przez NS i PB

Kolejny weekend pod Nowym Sączem za nami, chyba Czytelników nie dziwi, że znowu tam wracamy. Jeżeli jednak, to poniżej osiem kolejnych argumentów, dlaczego wracanie w te okolice to bardzo dobry pomysł.

Czego żałuję? Niczego! No, mooooże, że nie spróbowaliśmy nowego smaku Coli.

czwartek, 14 września 2023

[Marrakesz] طعام

Maroko smakuje miętą. Smakuje też kurczakiem z oliwkami i cytryną. Wołowiną z suszonymi śliwkami. Kuskusem z warzywami. Lubię te dania, przyprawy, zapachy, naczynia. Ciepło wspominam nasze pierwsze wyprawy do Maroka w 2012 roku, kiedy staraliśmy się (bez powodzenia) nie wyróżniać i jadaliśmy tadżiny w przydrożnych knajpach na plastikowych stołach z lepiącymi się ceratami, sztućcami zbieranymi po całej wsi, bo podróżowaliśmy dużą grupą (była nas aż ósemka). Z łezką w oku wspominam wystawne bankiety ze stołami (już nie plastikowymi) uginającymi się od dobrego jedzenia. Z trochę suchszą łezką polskiego brydżystę, który dosiadł się do naszego grona i którego nie wiedzieliśmy jak się pozbyć. Kiedy wjechało główne danie - ogromny półmisek z całym baranem, którego nie mieliśmy szansy przejeść w te sześć czy siedem osób, rzucił się na niego, nałożył sobie kopiastą porcję, spróbował i z przekąsem wygłosił często potem powtarzaną kwestię: dobry baran, ale za dużo!

jedenaście lat później przydrożne knajpy są dobrze przygotowane na
ośmioosobowe grupy głodnych fanów tadżinów
zestaw marokańskich przystawek - z pokrywkami
zestaw marokańskich przystawek - już bez pokrywek,
same pyszności, a najlepsza konfitura z pomidorów
na pierwszym planie harira - gęsta zupa, tradycyjnie jadana w wieczory
ramadanu (wywar mięsny plus ciecierzyca, bób, groch, fasola; pożywne)
tadżin z kurczaka najczęściej smakuje cytryną i oliwkami
wołowinę gotuje się na słodko - ze śliwkami
kus kus podaje z warzywami i często - z baraniną
odświętna pastilla - wytrawne ciastko z kurczakiem posypane cukrem
pudrem (sic!) i prażonymi migdałami
msemmen - naleśniki z kaszy mannej, najczęściej serwowane z miodem
przydrożna naleśnikarnia
tu trochę się nie zrozumieliśmy. Zamówiliśmy dwa msemmen z masłem
orzechowym i dwie herbaty miętowe. Pan podlicza nas na sixty dirhamów
(60, czyli sześć euro), co wydaje się ceną turystyczną, ale niech będzie.
Piotrek podaje stówkę w banknocie i dostaje resztę od sixteen dirhamów
(16, czyli 1.6 euro).
plastikowe krzesła i lepkie ceraty, knajpiana wersja nieturystyczna
Pizza Hut!
dolina Ouriki - kilometrami wzdłuż potoku ciągną się knajpki jak najbardziej
w wersji turystycznej
w potoku można zmoczyć nogi!
tradycyjny marokański deser w wersji bardzo-bardzo-elegancko-turystycznej
biszkopt z owocami

sobota, 9 września 2023

[Marrakesz] دراجة

Nie mówimy po arabsku. Nie mówimy po francusku. Za to mówimy w języku kolarskim i tylko tyle albo aż tyle wystarcza, żeby pojechać trochę kilometrów z lokalną grupą.

fot. Mouhamed, @royalbikemarrakech
fot. Mouhamed, @royalbikemarrakech

Czy okolice Marrakeszu nadają się na szosę? Nie. Bardzo nie.

Czy okolice Marrakeszu nadają się na rower? Tak. Bardzo tak.

Nawierzchnia na zdjęciach powyżej może nawet wygląda jak asfalt, ale przy bliżej inspekcji okazuje się, że jest to asfalt chropowaty, asfalt dziurawy, asfalt miejscami nieistniejący. Taki, że po przejechaniu nim trzystu kilometrów bolą nadgarstki i w siodełko, i wcale nie ma się ochoty jechać następnego dnia, więc rowery do wypożyczalni oddaje się bez żalu. Chociaż widoki niczego sobie i braku tych widoków to jednak trochę żal:

Góry to brak cywilizacji, głównie natura. Żeby nie było, budynki i miasta też występują, ale na szczęście rzadko. Tutaj można odpocząć - od zgiełku, chaosu, ludzi. Wreszcie.

Tylko od sklepów z pamiątkami nie można odpocząć, bo te są wszędzie - bezproblemowo można kupić sobie dywan albo krasnala ogrodowego w postaci bociana (jednego z wieczorów nad naszym hotelowym balkonem i moją głową przeleciało stado boćków - może z Polski?).

Co jeszcze mijamy na trasie? Jakieś osiołki, jakieś wielbłądy, nuda, panie, nuda!

Ale ja wielbłądem nie jestem. Pić muszę: