Rywalizacja z Nowym Sączem nie jest lekka, łatwa ani przyjemna, ale trzeba przyznać, że Rzeszów na jednym polu zdecydowanie punktuje - dojazd do niego jest o niebo łatwiejszy. Nie trzeba się gramolić przez te wszystkie małe miasteczka, ronda, tereny zabudowane, uważać na rowerzystów, pieszych, koty, tylko siup - ekspresówka - i za chwilę w zasadzie jesteśmy na miejscu. Ponadto Rzeszów jest bardziej różnorodny - na północ od miasta jest dość płasko (nie warszawsko-płasko, ale wystarczająco-płasko, żeby nogi mogły odpocząć od walki z grawitacją), na południe hopka goni hopkę, a i do prawdziwych gór nie jest daleko. Widokowo obie miejscówki są podobne, przecież nie dzieli je dużo kilometrów. Na tyle niedużo, że decydujemy się wreszcie połączyć dwie spójne składowe w projekcie "jedna Polska" - tę warszawsko-poznańsko-białystocko-olsztyńsko-rzeszowską z krakowsko-nowotarsko-nowosądecko-bielską. Teraz zostało ich raptem (haha) dwanaście (jeśli dobrze liczę).
![]() |
sobota rano i wieczorem |
Widoki podobne - czyli jakie? Takie:
Jeśli takie okoliczności przyrody (i cywilizacji) to za mało, to na trasie były jeszcze atrakcje.
![]() |
Spar, który zdobył tytuł sklepu roku w kategorii dworki i pałace |