Nie mówimy po arabsku. Nie mówimy po francusku. Za to mówimy w języku kolarskim i tylko tyle albo aż tyle wystarcza, żeby pojechać trochę kilometrów z lokalną grupą.
![]() |
fot. Mouhamed, @royalbikemarrakech |
![]() |
fot. Mouhamed, @royalbikemarrakech |
Czy okolice Marrakeszu nadają się na szosę? Nie. Bardzo nie.
Czy okolice Marrakeszu nadają się na rower? Tak. Bardzo tak.
Nawierzchnia na zdjęciach powyżej może nawet wygląda jak asfalt, ale przy bliżej inspekcji okazuje się, że jest to asfalt chropowaty, asfalt dziurawy, asfalt miejscami nieistniejący. Taki, że po przejechaniu nim trzystu kilometrów bolą nadgarstki i w siodełko, i wcale nie ma się ochoty jechać następnego dnia, więc rowery do wypożyczalni oddaje się bez żalu. Chociaż widoki niczego sobie i braku tych widoków to jednak trochę żal:
Góry to brak cywilizacji, głównie natura. Żeby nie było, budynki i miasta też występują, ale na szczęście rzadko. Tutaj można odpocząć - od zgiełku, chaosu, ludzi. Wreszcie.
Tylko od sklepów z pamiątkami nie można odpocząć, bo te są wszędzie - bezproblemowo można kupić sobie dywan albo krasnala ogrodowego w postaci bociana (jednego z wieczorów nad naszym hotelowym balkonem i moją głową przeleciało stado boćków - może z Polski?).
Co jeszcze mijamy na trasie? Jakieś osiołki, jakieś wielbłądy, nuda, panie, nuda!
Ale ja wielbłądem nie jestem. Pić muszę:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz