Wygląda na to, że to nasza nieostatnia wizyta tutaj - mamy niewyrównane rachunki z Calpe! W poniedziałek miał być przejazd epicki, ale wyszedł tylko przejazd. Chcieliśmy powtórzyć trasę Gran Fondo proponowanego przez naszą wypożyczalnię, czyli wszystkie słynne podjazdy jednego dnia - najpierw Port de Tudons, potem Port de Tollos, Vall d'Ebo i Coll de Rates. Niestety, pierwszy okazał się morderczy z powodu niesprzyjającego wiatru, takiego jaki w środowisku określa się mianem wmordewindu. Wiało koszmarnie - raz wydawało mi się, że mimo energicznego kręcenia (wprawdzie na małym przełożeniu, ale na dość płaskim terenie) nie ruszam się z miejsca! Ta góra wyczerpała moją energię i zabrała dużo czasu, wobec czego musieliśmy zrezygnować z ostatniej części i zamiast podjeżdżać na Coll de Rates zjechaliśmy do Calpe i wróciliśmy do domu kolejką. I zamiast 160 km i 3600 metrów przewyższenia wyszło 133 / 2700. Ale, ale - Gran Fondo za rok będziesz moje! A my jesteśmy dziesięć eurasków do przodu (w wypożyczalni sprzedają takie małe figurki wyglądające jak przydrogowy murek z opisem szczytów; teraz przecież nie kupię - nie przejechałam, byłoby wstyd postawić w domu)...
 |
Poniedziałek. Rok temu też jechaliśmy tą drogą i zatrzymaliśmy się w dokładnie tym samym miejscu na fotki. |
 |
Poniedziałek. Zaczynamy! |
 |
Poniedziałek. Jeden z licznych postojów na fotki - wszystko lepsze od walki z wmordewindem. |
 |
Poniedziałek. Tam już walczyliśmy. |
 |
Poniedziałek. Ten momentów, kiedy żałuję, że nie mam rybiego oka w komórce. |
 |
Poniedziałek. Kilka razy chciałam zejść z roweru, popłakać się i zawrócić, ale jest - port de Tudons znowu moje! |
 |
Poniedziałek. Vall d'Ebo odhaczone. |
 |
Poniedziałek. Pod szczytem na Vall d'Ebo. Punkt widokowy, który przeoczyliśmy rok temu (był na zjeździe, potem nie chciało się wrócić...). Teraz nadrabiamy. |
 |
Poniedziałek. Typowy widok. |
 |
Poniedziałek. |
 |
Poniedziałek. Wracamy, powoli się ściemnia. |
 |
Poniedziałek. Takiego fotografa ze sobą zabrałam, że kwadratu nie powąchasz. Relive. |
We wtorek dzień odpoczynku. Poza tym prognoza przepowiadała deszcz od 13, więc uratowała mój restday przed zakusami Piotrka! Padało delikatnie, w większości mżyło, ale że nie za ciepło, to nawet po małym deszczu zimniej i nieprzyjemniej. No i niebezpiecznie. Na trasie zrobiłam 3 (słownie: trzy) zdjęcia, więc to brownie to tak z konieczności tylko weszło, żebym miała zdjęcie do ilustracji wycieczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz