wtorek, 26 maja 2020

[Podhale] mazowieccy górale

Wyobrażam sobie egocentrycznie, że najlepszym prezentem dla Mam powinny być nasze - skoro nie obecność to - zdjęcia. No bo co by to mogło być innego? Zero pomysłów... Totalna pustka... Także ten, wszystkiego dobrego!
nasze jedyne zdjęcie razem na tym wyjeździe, ale tak to jest jak się prawie
tylko we dwójkę jeździ... Tu jeden z dwóch wyjątków, dzięki Ignacy!
wszyscy znajomi kolarze wrzucają na Stravę do znudzenia zdjęcia na tle
pól rzepaku, zresztą rok temu, kiedy objeżdżaliśmy Brzeszcze my również.
Na Podhalu rzepaku nie ma, to żółte na zdjęciach to mlecze. Trudno, nie
mogę być rzepiarą, będę mleczarą.
druga połowa naszej podhalańskiej grupy objazdowej
wiosna to chyba najpiękniejsza pora roku - nie wiem, ile odcieni zielonego
jest na tym zdjęciu, ale wystarczająco, aby się zakochać w tych widokach...
zielono-żółto
znowu ja, znowu zielono
tak jak przeglądam zdjęcia, to niestety Piotrek zawsze na tych
z ładnymi widokami (i większości innych) jest z tyłu. Taka jego rola, jako tego
co ma więcej mocy - jechać z przodu i nadawać tempo / pozwalać mi jechać
w jego cieniu aerodynamicznym.
no i pierwszym dojechać na szczyt, żeby móc zrobić ładne zdjęcie mi :)
wyjątek, jeden z nielicznych
to miejsce 4.4 km od naszego tymczasowego domu. Niecałe dwa kilometry
po starcie zaczyna się podjazd na przełęcz Knurowską, 5.5 kilometra tego
podjeżdżania. Dla górala mazowieckiego jest to niesłychane, że można
wyjść z domu na niecałą godzinę, machnąć raptem 15 kilometrów,
podjechać aż trzysta metrów, szast prast, trening zrobiony. Bajka.
inny kierunek, ale też niedaleko. W okolicy jest naprawdę duża sieć tego
typu ścieżek rowerowych - zamkniętych dla samochodów (za wyjątkiem
maszyn rolniczych dojeżdżających do pól sąsiadujących ze ścieżką), daleko
od drogi, pośrodku niczego. Bajka znów.
znów puszczam Piotrka przodem i umożliwiam mu trening w fachu fotograficznym
on w lewo...
... ona w prawo, nie dogadają się
prostokąt, dla niepoznaki i złamania cyklu
i jeszcze jeden, i ja bym tak mogła jeszcze, i jeszcze...
w końcu przez trzy tygodnie objechaliśmy już tu kawałek
i bonus dla frakcji izabelińskiej. Sama nie wiem jak to się stało :) I nie, to nie
oznacza, że nagle lubię koty, taka chwilowa słabość :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz