Na przedostatni weekend majowy wywiało nas do Bukaresztu, gdzie mój kolega z liceum brał ślub z Rumunką (obydwoje pracują w filii naszej firmy w Zurychu). Było inaczej i ciekawie, ale świetnie. Najpierw sama ceremonia zaślubin - w cerkwi i bardzo mi się ona podobała, o wiele bardziej niż ta w kościele rzymskokatolickim, gdzie zdarza się i tak, jak u koleżanki dwa tygodnie wcześniej, że ksiądz o najważniejszej części zapomniał i z fragmentu "ślub - 1" dziarsko przeszedł do "ślub + 1", co wywołało pewną konsternację u znających się i w efekcie zreflektowanie się kapłana, że coś za szybko jakoś by poszło... Tutaj (znaczy tam - w cerkwi) młodzi są w absolutnym centrum uroczystości. Ślub to nie jest msza. Ślub to jest ceremonia dla przyszłych małżonków, goście to aktorzy lub statyści, ale najważniejsi są ci, którzy tego dnia najważniejsi być powinni. Im wkłada się na głowy korony, to oni trzymając się za ręce ze świadkami trzykrotnie okrążają ikonę, to oni (znów trzykrotnie) piją wino z czarki trzymanej przez popa, a potem (zgadnijcie ile razy) jedzą biszkopto-opłatek. Co ciekawe, nie odzywają się ani razu, wykonują tylko określone tradycją ruchy. Jednym ze zwyczajów jest nałożenie obrączek najpierw na odwrót (kobiecie - męskiej, mężczyźnie - kobiecej) i dopiero później właściwie. Kolega nie był pewny, czy pop się aby nie pomylił, bo jakoś mu ta obrączka za duża się wydała, zapytał więc dyskretnie, by usłyszeć w odpowiedzi:
trust me, I've done this couple of times already (spokojnie, niejednego ślubu już udzieliłem, wiem co robię).
Potem wesele i - tu zaskoczenie - inaczej niż u nas, w Rumunii więcej gości jest na imprezie niż w kościele! Na część religijną przychodzą najbliżsi, bawić się - krewni i znajomi królika. Zaczyna się od toastu szampanem ze świeżymi małżonkami, wypowiada się przy tym jakieś rumuńskie formułki. Potem na przemian je i tańczy, tańczy i je, je i tańczy. Dużo grają muzyki folkowej, do której tańczy się specyficznie - goście trzymają się za ręce i falami to poruszają do przodu, to do tyłu, tudzież krok w lewo, dwa kroki w prawo. Proste, ale wciągające. Nawet Piotrkowi się podobało - co chwila się zrywał, że przecież kółeczko i trzeba lecieć na parkiet! Polskie piosenki poleciały dwie - tytułowe
przez twe oczy, twe oczy zielone i
ona tańczy dla mnie.
Z ciekawych zwyczajów na rumuńskich ślubach jest chowanie panny młodej - znajomi pana młodego kryją gdzie żonę i on musi ją znaleźć i wykupić. Grube są też koperty, w których zostawia się prezent w postaci gotówki - pieniędzy daje się dużo, żeby umożliwić małżeństwu start w nowe życie. Traktuje się to jako pożyczkę - spłacą, jak będą sami gośćmi na weselu. Istnieje też taryfikator i jako że od świadków oczekuje się wysokiej "pożyczki", zdarza się, że nikt nie chce zostać świadkiem...
 |
wszyscy tańczą, nikt nie siedzi |
 |
jedzenie vol. 1: talerz przystawek |
 |
jedzenie vol. 2: ryba |
 |
przerwa na pociąg |
 |
jedzenie vol. 3: regionalne, mamałyga z gołąbkami |
 |
jedzenie vol. 4: grillowane mięsa |
 |
tort, godzina 3 nad ranem, wreszcie tort, można się zawijać do hotelu spaaaaaaaać |
 |
jedzenie vol. 5: a to był psikus; wjechał tort jak wyżej, panna młoda ukroiła kawałek, jak przystało, tort wyjechał, a potem wniesiono desery jak na zdjęciu... Hmm. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz