wtorek, 1 maja 2018

[Wadowice] na kremówki do Wadowic

pierwszy przystanek (po 32 km): Wadowice, krótki
postój na rynku, nie ma czasu na zwiedzanie...
...ale czas na węglowodany zawsze się znajdzie! Szczególnie, że na
kremówki w ogonku czekać nie trzeba - sprzedaje je każdy lokal, a
rynkowe cukiernie to tak właściwie kremówkarnie - lodówki są nimi
wypełnione od podłogi po sufit, innych opcji brak. Z ciekawostek
kremówkarnia o wdzięcznej nazwie "to tu", jakby ktoś miał
wątpliwości gdzie.  Samo ciastko - tłuste, takie sobie, no jak kremówka,
uczciwe 4/10, ale musieliśmy - bycie w Wadowicach zobowiązuje!
po Wadowicach miała być 90-kilometrowa pętla pod tytułem roboczym
"pięć górek". Nie wyszło, czasowo nam się to nie spinało (a ani ja nie
chciałam zrezygnować z obiadu, ani Piotrek z lodów), więc
ograniczyliśmy się do trzech. I tak przewyższenia wyszło nam na tych
150 kilometrach prawie 1700 metrów.
po drodze zaliczyliśmy Zawoję, skąd dwa razy wyruszałam zdobywać
Babią Górę (nie, nie, zdjęcie niezwiązane) - całe szczęście, że nie
prowadzi na szczyt asfalt, czuję, że Piotrek tak łatwo by nie odpuścił
piąta górka nie do odpuszczenia - szukaliśmy nieistniejącej wioski,
którą znaleźliśmy na mapie ścieżek rowerowych, a miała nazywać się jak
nasza koleżanka. Niestety, żadnej tabliczki nie było, a sama
dziesięcio-budynkowa wioska prawdopodobnie została przyłączona do
okolicznej miejscowości.
już prawie z powrotem u babci, ostatnia prosta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz