sobota, 28 grudnia 2019

[Malaga] ¡Mama na medal!

Okolice Malagi są tak rowerowo idealne, że aż żal było nie skorzystać... Łącząc je z wyjazdem rodzinnym wyglądało to tak, że szosy wypożyczamy na cztery dni. W wigilię wszyscy (chociaż różnymi środkami transportu) jedziemy do Mijas - oni autobusem, my po raz pierwszy mierzymy się z okolicznymi górkami. W środę znikamy na pierwszą połowę dnia na szybkie (hłe hłe hłe) osiemdziesiąt kilometrów. Średnia imponująca nie jest (przewyższenie robi swoje), ale postoje robimy dwa i to minimalnie krótkie (wciągnąć polvoronka i ¡vamos!) - nie ma standardowego zatrzymywania się na kawę czy lunch, to klasyczny trening (pojechać swoje i do domku) - tak więc spokojnie zdążamy na rodzinną paellę. W drugi dzień świąt wycieczka najważniejsza - bierzemy dodatkowy rower i zabieramy Mamę na przejażdżkę po górach. Tak mi się coś zdaje, że teraz doskonale rozumie, skąd nasza miłość (uzależnienie?) do tego całego kolarstwa i że na następnym wyjeździe będzie orędowniczką dnia rowerowego ;-) Wpada kolejne górzyste 77 km - po płaskim trasa wiodła tylko przez jakieś pierwsze pięć kilometrów, potem było albo w górę albo w dół. Kolega na Stravie skomentował, że "Mama i Piotrek muszą mieć tego samego trenera". Istotnie, Mama jest na medal! Trasa zdecydowanie łatwa nie była! Kolarską przygodę kończymy w piątek, gdy po pierwszych czterdziestu kilometrach wspinania się mamy trochę ponad tysiaka przewyższenia i na deser długi zjazd i powrót płaską trasą przy morzu. Malago, wrócimy jeszcze do Ciebie, to pewne!
z lewej wycieczka pierwsza, wtorkowa (112 km, 1355 m)
druga z lewej wycieczka druga, środowa (85 km, 1384 m)
trzecia z lewej wycieczka trzecia, czwartkowa (77 km, 1413 m)
no i pierwsza z prawej wycieczka ostatnia, piątkowa (90 km, 1286 m)
ja
a tak sobie stoję i robię zdjęcia, bo okolica tego warta
trochę z Mamą, trochę bez
w drużynie najlepiej

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz