sobota, 21 grudnia 2019

[Pruszków] brzdęk

Wigilia rodzinnego wyjazdu świątecznego. Piątek, bardzo późny wieczór. Zadowolona z treningu na pruszkowskim welodromie odkładam po kąpieli spodnie do kosza z brudnymi rzeczami. W łazience jest ciepło, mięśnie odżywają, ciało budzi się do życia, chociaż powinno raczej powoli układać się do snu. Słyszę nieoczekiwany brzdęk. Na podłogę wypada kluczyk... Od damskiej przebieralni. Z Pruszkowa. Z PRUSZKOWA. [szatnie są dwie, męska i damska, a że dziewczyn mało, to właściwie ja i biorę, i oddaję kluczyk z portierni] Panika, bo rano w sobotę samolot. Pierwszy raz od dawna zupełnie nie wiem, co zrobić. Uberem po nocy w obie strony? Kurierska taksówka? Uśmiechać się pięknie do elementu rodzinnego, który został w Warszawie (ale co dalej)? Udawać, że kluczyka nie widziałam? A może mają duplikaty (powinni mieć, prawda? To rozsądnie mieć...)? Chciałabym zadzwonić na portiernię, ale pod wygooglowanym numerem nikt nie odpowiada. Dość oczekiwanie, to raczej nie jest recepcja, a pewnie biuro organizacji wydarzeń czynne w dni robocze dziesiąta siedemnasta. Co robić, co robić? Sytuację ratuje koleżanka, organizatorka treningów. Oferuje się przechwycić bladym świtem małą zgubę i podrzucić ją gdzie trzeba, kiedy pojedzie w sobotę na trening. DZIĘKUJĘ!
mój pierwszy torowy sprawdzian (kilometr solo ze startu zatrzymanego)
przejeżdżam w 1:32.05 (średnia 39 km/h)
A jak jeździ się na welodromie? Inaczej. Szybko. Bez hamulców i bez przerzutek, a więc i bez gwałtownych zmian. Przyśpiesza się powoli i zwalnia powoli. Poza tym ruch jest bardziej jednostajny. Pedałuje się cały czas, równomiernie, tak jak wszyscy przed i wszyscy za, nie można [że nie da się, a nie że nie wolno] przestać kręcić. Pierwszy raz nie był straszny, jeżdżenie (nawet tam na górze przy bandzie) przyszło mi naturalnie. Najpierw jeździłam po niebieskiej dolince, po kolei po linii czarnej, czerwonej, niebieskiej, a potem to już było a trenerze, czy ja mogę tam na górę pojechać, proszę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz