środa, 25 listopada 2020

[Madera] dwa pi er

Kartka z kalendarza: 23 listopada - dzień, w którym postanowiłam objechać wyspę, a Piotrek nie zaprotestował. No dobra, postanowiłam wcześniej, ale właśnie w rzeczoną niedzielę o 7:20 wybiła godzina "W". To (wyprzedzę fakty - udany) atak na rekord przewyższenia na jednej przejażdżce, a z tego miejsca pozdrawiam serdecznie Tatę, który ciągle dopytuje się o romantyzm w naszym kolarstwie i wyczuwam u niego pewną awersję do cyferek. No cóż, my cyferki kochamy...
mimo że to wygląda, jakbyśmy mieli na tej wycieczce porządną średnią,
to w rzeczywistości zajęła nam ona 10 bitych godzin. Strava naszą jazdę
w tunelach potraktowała z przymrużeniem oka - do dystansu policzyła
(poprawnie), do przewyższenia policzyła (no jakże by się tyle wysiłku miało
zmarnować?!), ale do łącznego czasu już nie (zbytnia łaskawość)
to trochę niefortunne, że aktualnie dzień na Maderze (7:45 - 18:05) trwa
tylko o dwadzieścia minut dłużej niż ja moim żółwim tempem potrzebuję
do objechania wyspy. Ładujemy lampki, bo już na starcie wiadomo, że się
przydadzą i ruszamy przed pierwszymi promykami słońca.
Machico - 25 km już za nami, chyba zasłużyliśmy na ciacho, sok i kawę?
już raz tę konkretną stromą ściankę podjeżdżaliśmy i już raz niezależnie
pomyśleliśmy, że tu byłaby fajna fota, ale nikomu nie chciało się zjeżdżać
i atakować jej ponownie...
Kiedy jednak nadrabiać metry, jak nie w dzień szalonego objazdu wyspy, kiedy
świeży i łakomi zdjęciowych pamiątek zbaczamy chętnie i obydwoje
poświęcamy się, żebym miała co wrzucić na obieżysia?
za Machico (najbardziej wschodni punkt wycieczki) trzeba się przebić na
północ Madery. Dróg jest dość mało, wiele z nich biegnie w tunelach.
a jak akurat nie w tunelach, to bywa na przykład o tak
północ! Przebiliśmy się!
Piotrkowi zachciało się przygód - zamiast jak ludzie tunelem, to
jedziemy (idziemy?) starą, zamkniętą w zeszłym roku drogą...
...żeby popatrzeć z niej na Ponta Delgadę
co do tych tuneli, to występują tu we wszystkich formach i kształtach
(a łącznie zaliczyliśmy w nich 34 kilometry)
wąskie i szerokie, wysokie i niskie, jasne i raczej ciemnawe, ruchliwe i puste,
w górę i w dół, opuszczone i uczęszczane, mokre i zadbane,
wszystko było grane!
 fragment od Sao Vicente do Porto Moniz to jeden z bardziej malowniczych
i trochę mniej maderskich - tu wzgórza ustępują miejsca hopkom, droga
wije się bliżej oceanu, co jakiś czas pojawia się plaża, a my trochę przy niej,
trochę w tunelu, trochę w górę, trochę w dół
jeden z ładniejszych kawałków wybrzeża (a właściwie - czy któryś tu
jest nieładny?)
o! O, o, taka plaża
pocztówkowe zdjęcie - #makingof. W dobrych humorach, bo do brzuszków
trafił właśnie zastrzyk energii, co miało swoje plusy (jedzenie zawsze
na plus przecież)...
... ale z drugiej strony wyjazd z Porto Moniz to kilka kilometrów mozolnej
wspinaczki, a w górę łatwiej, gdy obciążenia mniej.
tu już z powrotem na południu Madery, jest coraz później, a my ciągle dość
daleko od celu
jedziemy, jedziemy, jedziemy
w Funchal meldujemy się o 19:50, wymęczeni i głodni, ale szczęśliwi.
Kolejny głupi pomysł odhaczony!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz