Kartka z kalendarza: 23 listopada - dzień, w którym postanowiłam objechać wyspę, a Piotrek nie zaprotestował. No dobra, postanowiłam wcześniej, ale właśnie w rzeczoną niedzielę o 7:20 wybiła godzina "W". To (wyprzedzę fakty - udany) atak na rekord przewyższenia na jednej przejażdżce, a z tego miejsca pozdrawiam serdecznie Tatę, który ciągle dopytuje się o romantyzm w naszym kolarstwie i wyczuwam u niego pewną awersję do cyferek. No cóż, my cyferki kochamy...
 |
mimo że to wygląda, jakbyśmy mieli na tej wycieczce porządną średnią, to w rzeczywistości zajęła nam ona 10 bitych godzin. Strava naszą jazdę w tunelach potraktowała z przymrużeniem oka - do dystansu policzyła (poprawnie), do przewyższenia policzyła (no jakże by się tyle wysiłku miało zmarnować?!), ale do łącznego czasu już nie (zbytnia łaskawość) |
 |
to trochę niefortunne, że aktualnie dzień na Maderze (7:45 - 18:05) trwa tylko o dwadzieścia minut dłużej niż ja moim żółwim tempem potrzebuję do objechania wyspy. Ładujemy lampki, bo już na starcie wiadomo, że się przydadzą i ruszamy przed pierwszymi promykami słońca. |
 |
Machico - 25 km już za nami, chyba zasłużyliśmy na ciacho, sok i kawę?
|
 |
już raz tę konkretną stromą ściankę podjeżdżaliśmy i już raz niezależnie pomyśleliśmy, że tu byłaby fajna fota, ale nikomu nie chciało się zjeżdżać i atakować jej ponownie... Kiedy jednak nadrabiać metry, jak nie w dzień szalonego objazdu wyspy, kiedy świeży i łakomi zdjęciowych pamiątek zbaczamy chętnie i obydwoje poświęcamy się, żebym miała co wrzucić na obieżysia? |
 |
za Machico (najbardziej wschodni punkt wycieczki) trzeba się przebić na północ Madery. Dróg jest dość mało, wiele z nich biegnie w tunelach. |
 |
a jak akurat nie w tunelach, to bywa na przykład o tak
|
 |
północ! Przebiliśmy się!
|
 |
Piotrkowi zachciało się przygód - zamiast jak ludzie tunelem, to jedziemy (idziemy?) starą, zamkniętą w zeszłym roku drogą... |
 |
...żeby popatrzeć z niej na Ponta Delgadę
|
 |
co do tych tuneli, to występują tu we wszystkich formach i kształtach |
 |
(a łącznie zaliczyliśmy w nich 34 kilometry) |
 |
wąskie i szerokie, wysokie i niskie, jasne i raczej ciemnawe, ruchliwe i puste, w górę i w dół, opuszczone i uczęszczane, mokre i zadbane, wszystko było grane! |
 |
fragment od Sao Vicente do Porto Moniz to jeden z bardziej malowniczych i trochę mniej maderskich - tu wzgórza ustępują miejsca hopkom, droga wije się bliżej oceanu, co jakiś czas pojawia się plaża, a my trochę przy niej, trochę w tunelu, trochę w górę, trochę w dół |
 |
jeden z ładniejszych kawałków wybrzeża (a właściwie - czy któryś tu jest nieładny?) |
 |
o! O, o, taka plaża
|
 |
pocztówkowe zdjęcie - #makingof. W dobrych humorach, bo do brzuszków trafił właśnie zastrzyk energii, co miało swoje plusy (jedzenie zawsze na plus przecież)... |
 |
... ale z drugiej strony wyjazd z Porto Moniz to kilka kilometrów mozolnej wspinaczki, a w górę łatwiej, gdy obciążenia mniej. |
 |
tu już z powrotem na południu Madery, jest coraz później, a my ciągle dość daleko od celu
|
 |
jedziemy, jedziemy, jedziemy w Funchal meldujemy się o 19:50, wymęczeni i głodni, ale szczęśliwi. Kolejny głupi pomysł odhaczony! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz