To miło ze strony pana piosenkarza Gilberta Bécaud, że przewidział, że we wrześniu 2022 będziemy wracać z Paryża właśnie z lotniska Orly właśnie w niedzielę i machnął o tym chanson (do posłuchania tutaj - oraz - dzięki Tatuś za poszerzanie naszych muzycznych horyzontów - tutaj rodzima dowcipna śpiewana odpowiedź)! Ale zanim wracać z wycieczki, należało najpierw na nią polecieć. W środę rano (co najmniej jedna trzecia ekipy będzie pewnie utrzymywać, że nawet w środku nocy) meldujemy się grzecznie na Okęciu. W bagażu same niezbędne rzeczy (jak siodełko rowerowe; jedna trzecia ekipy - inna niż dotychczas wspomniana - planuje zmieścić w ramach wycieczki swoje standardowe przyjemności), zdecydowanie za to brak bułek na drogę, wszak - bonjour! - jedziemy do miasta bagietek i croissantów, drewna do lasu wozić nie będziemy. Zwiedzanie zaczynamy od biura pewnej międzynarodowej korporacji, gdzie zostawiamy nasze plecaki (sama niezbędna zawartość!), żeby nie trzeba ich było targać po Polach Elizejskich. Przed nami dużo spacerowania, niespiesznego popijania lemoniady w kawiarniach z widokiem na uliczny gwar, zajadania się naleśnikami z papierowych tutek i kontemplowania czystego piękna konstrukcji wieży Eiffla.
 |
wszechobecna Królowa Paryża, w tym wydaniu z klocków Lego |
 |
i ta prawdziwa |
Większość czasu spędzamy przechadzając się po paryskich ulicach, drogach, alejach, bulwarach. I dość szybko czujemy się przez Paryż rozpieszczeni - eleganckich kamienic po horyzont, więc przestajemy je zauważać, traktujemy je jako oczywistą oczywistość. Architektonicznie pięknie lub po prostu schludnie i tak kilometrami, co za nuda!
Czasem znajdujemy w wielkim mieście polskie akcenty - ulicę Wiślaną (Rue de la Vistule), knajpę z pierogami czy księgarnię z powieściami Tokarczuk, Bondy i Chmielarza.
 |
porcja pierogów 13 euro |
Idziemy też do Luwru. Długo się wzbraniałam, ale w końcu dałam namówić, czego żałuję, bo w cenie biletu wstępu można było kupić dwa deserowe arcydzieła w cukierni Pierre'a Herme. Zresztą o tych ciastkach to tak żartobliwie, ale na poważnie to w muzeum było po prostu za dużo ludzi. Dużo za dużo. Zamiast kontemplować sztukę, trzeba było przeciskać się między kolejnymi turystami i znosić hałas. Za dużo czasu spędzam na górskich bezdrożach, żeby dobrze czuć się wśród ludzkiego gwaru, o.
 |
jeden z ciekawszych eksponatów w muzeum - kolejka do Mona Lizy |
 |
drugie interesujące miejsce - sklepik z pamiątkami pod obrazami mistrzów |
 |
muzealne Polaków rozmowy |
 |
jednogłośnie wybieramy biały kwadrat na czerwonym tle (nie, to nie był oficjalny tytuł dzieła) za najlepszy obraz w Luwrze. Panini rządzi! |
 |
gdyby Napoleon był dokończony, pewnie nawet bym na niego nie spojrzała |
I oczywiście dużo picia, jedzenia, siedzenia.
 |
jemy |
 |
pijemy |
 |
siedzimy |
 |
a czasem nie ma gdzie siedzieć, bo najlepsze miejsca dawno zajęte |
Ostatnią przygodę mieliśmy już w Warszawie tuż po przylocie. Zamawiamy ubera, aplikacja mówi, że przyjedzie czerwona Toyota o rejestracji, dajmy na to AB123XY. Widzimy na mapie, że samochód jest prawie na miejscu, podnosimy wzrok i widzimy wprawdzie białą Toyotę, ale o rejestracji AB128XY. Jakie to szanse?
 |
to dokąd teraz? |