Po co przywiało (sic!) nas do Koszalina? Odpowiedź w trzech zdjęciach:
 |
1. gofry. Jasna sprawa, że jak jest morze, to muszą być gofry! |
 |
2. spójne składowe - łączymy Kołobrzeg z Gdynią! |
 |
3. wyścig! |
Trzeci z rzędu i chwilowo ostatni (bardzo chwilowo, przecież wiadomo, że nie umiemy usiedzieć zbyt długo w jednym miejscu) tydzień poza domem. Początkowo plan mieliśmy tylko na pierwszy (Austria) i ostatni (Koszalin), ale wyszło mi, że nie opłaca się wytyczać trasy przez Warszawę, bo z Jerzens jedzie się do niej tyle ile nad polski Bałtyk. Stąd wziął się Zgorzelec jako miasto w środku drogi.
 |
dożynki, dożynki, bo po żniwach już |
 |
dożynki, dożynki, w polu hulo kurz |
 |
dożynki, dożynki, słomę zwija się |
 |
dożynki, dożynki, dziadek wychloł se |
 |
taką żeśmy piosenkę usłyszeli na lokalnych dożynkach. Do tego wystawa traktorów, stoiska z ciastem (kawałek trzy peeleny, niestety nie przyjmowali karty, a my stoimy kiepsko z gotówką), grochówka i słomiane rzeźby. |
 |
oprócz dożynek odwiedzamy lokalną ustawkę |
 |
a trochę jeździmy sami, tam... |
 |
...i z powrotem |
 |
wybieramy się również do Słupska na sentymentalny obiad w Chacie Macochy, naszej absolutnie ulubionej knajpy z czasów słupskich kongresów brydżowych. Niestety (znowu!!!) trafiamy na ich przerwę wakacyjną i kalorie uzupełniamy w przydrożnym smacznym (4.9 na mapach) dworcowym barze. |
 |
poza tym morze |
 |
leniwa turystyka (turystyka, nie turystka, halo, co ty autokorekto wyprawiasz?) |
 |
ścieżki rowerowe na Pomorzu są okej - bywają o klasę lepsze niż droga obok |
 |
o, tak można jechać |
 |
apartamenty Koło Brzegu w Kołobrzegu - jedna z absolutnie najlepszych nazw, które ostatnio widziałam |
 |
i jeszcze kołobrzeska atrakcja - mewa Marian, pierwsza z wielu |
 |
Marian #2 |
 |
Marian #3 |
 |
Marian #4 |
 |
Marian #5 |
I słowo o Tour de Koszalin. Drugi wyścig w życiu - po Tatra Road Race 2018. Organizowany przez Jarka Marycza, którego odwiedziliśmy dwa lata temu i który to (wyścig, nie Jarek) marzył się Piotrkowi. No to dobra, jestem maszynką do spełniania marzeń - pyk, nocleg załatwiony, zawiozę nas tam, mamy to. Na miejscu czekało nas jednak rozczarowanie (okej, nie musiało czekać na miejscu, można było to sprawdzić w internecie przed podróżą, a nawet - wow - przed zapisaniem się i wpłaceniem wpisowego), bo "nagle" "okazało się", że trasa nie jest taka jak w 2020 i 2021, kiedy trzeba było postarać się na okolicznych hopkach (na które liczył Piotrek, bo on jest na hopkach dobry). W tym roku były tylko hopeczki w ramach klasycznego kryterium miejskiego (ale takie hopeczki mogą zapiec, bo na nich peleton nie zwalnia, a zresztą i tak z tych hopeczek zebrało się trzysta metrów przewyższenia) - osiem rund po 8.5 kilometrowej zakręciastej pętli w środku miasta (no, z tym środkiem może przesadzam, bo były to tereny bardziej przemysłowe niż mieszkalne, ale zdecydowanie w granicach administracyjnych). Niecałe dwie godziny wysiłku i jesteśmy na mecie. Ja potrzebowałam 1:46:42.22 (profesjonalny pomiar czasu liczy wynik dokładnie), co dało mi 47. miejsce w ogóle, czwarte wśród dziewczyn. Piotrek skończył szybciej, jego 1:36:59.60 dało 16. miejsce, 8. w kategorii panów w wieku 30-39. Nagrody były symboliczne, chociaż każdą kategorię wywołano na podium, obdarzono pucharkami i oklaskano, były za to w sporej ilości fanty losowane. Jakie na przykład? Ano na przykład sto kilo bananów...
 |
etap zero - z "przygotowań" dowiedziałam się o sobie jednego. Żele energetyczne nie są dla mnie. Do kieszonek wjechały krówki. Może skład energetyczny mają gorszy niż cukierki "sto procent cukru w cukrze", może trochę zaklejały, ale spisały się nieźle. |
 |
zanim drodzy Czytelnicy (którzy nie doczytali poprzedniego akapitu) wpadną w euforię - nie, nie wygrałam tego wyścigu. Nie byłam również na podium, chociaż było blisko - przegrałam je na finiszu. Z Agnieszką od startu do mety jechałyśmy w jednej grupce, nieźle się wzajemnie pilnowałyśmy, ale na końcu ona była lepsza o te raptem niecałe dwie sekundy (ale przecież przy sporej prędkości to długie metry). To podium jest za kategorię wiekową 30-39, w której byłam druga, ale że podium open "wyrzucało" z podium kategorii, to odebrałam swoją statuetkę za (nienależne) pierwsze miejsce. Ot i cała historia. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz