Paryż to jeden wielki korek - i w dzień powszedni, i w sobotę, i o dziewiątej, i o takiej raczej zupełnie antykorkowej godzinie jak jedenasta, i o siedemnastej czy dziewiętnastej. To miasto stoi. Nawet jeśli ulica ma trzy pasy, nieważne czy jest obwodnicą, czy arterią w ścisłym centrum samochody poruszają się wolno. Do tego nierzadko wciskają na skrzyżowania, na których nie ma dla nich miejsca i z których nie są w stanie o czasie zjechać, powodując frustrację i klaksony kierowców z prostopadłej nitki, gdy ci doczekają się wreszcie zielonego. Co gorsza auta bez skrępowania wjeżdżają na pasy dla pieszych, na których utykają i kiedy nagle mogą przesunąć się o kilka metrów, bezmyślnie o te parę metrów się przesuwają, nie patrząc, czy piesi idą czy nie. Ale ci piesi nie są wcale lepsi! Rozumiem przechodzić na czerwonym, gdy nic nie jedzie, sama przecież wtedy nie czekam, ale Paryżanie są w tym przechodzeniu agresywni. Wlewają się na ulicę; czasem tylko sondują sytuację - robią kilka kroków do przodu i gdy auta się nie zatrzymają, to się cofają. Ewentualnie po prostu czekają na zielone kilka metrów w głąb ulicy. W obu sytuacjach auta jadą wolniej, w rytmie czkawki, przez co i one tracą czas i piesi. Na rowerze przeszkadza wszystko co powyżej, a także standardowa fuszerka ścieżkowa. No tak, bo w tym całym mętliku są jeszcze rowery. Te na czerwonym mkną równie szybko jak na zielonym, ale ich kierujący intensywnie używają dzwonka. A ścieżka czasem idzie po chodniku, czasem niespodziewanie przechodzi na drugą stronę drogi, dużo na niej zagapionych w smartfony ludzi oraz dostawczaków. Wyjechanie z tego miejskiego koszmaru (nawet jak mieszka się już administracyjnie poza Paryżem) zajmuje dużo czasu, szczególnie jeśli ktoś jak ja nie ma rowerowo-miejskiego orientu, nienawidzi ścieżek rowerowych, a na czerwonym się zatrzymuje. Niemniej jednak trzeba było okolicę poznać i te 20-30 kilometrów "dalej" na południowy zachód jest już w porządku!
 |
dużo kilometrów przyszło mi przejechać zanim na twarzy pojawił się promienny uśmiech |
 |
takie tereny jak najbardziej mogą być! Ale dojechać do nich... |
 |
każdy ma taką Mona Lisę na jaką zasłużył |
 |
znajdź symbol Paryża, trzy, dwa, jeden, start! |
 |
inny most nad tą samą rzeką |
Oddaję wypożyczaka i na odchodnym chwalę się, że odwiedziłam miejsce, gdzie zaczął się Tour de France. Ewidentnie się nie rozumiemy - pan przekonuje mnie, że co roku Tour startuje z innego punktu. To wiem, ale przecież gdzieś był ten pierwszy le Grand Depart. Pokazuję fotkę z pamiątkową tabliczką po francusku i wreszcie zaiskrzyło! Zdziwienie na twarzy pana, ale rewanżuje się szybko i mówi, że z okolicy był pierwszy nosiciel żółtej koszulki i że też jest na to okolicznościowa płytka gdzieś przy stacji metra (wcale nie!). Następne pół godziny chodzę w kółko, googluję "maillot jaune Malakoff" i znajduję francuski artykuł ze zdjęciem kawałka bloku, o który wypytuję miejscowych. Ktoś kieruje mnie za pocztę i - v'oila!
 |
stąd wyruszyło pierwsze Tour de France! |
 |
a tutaj pierwszy raz założono żółtą koszulkę! |
Teraz mam problem - jak od rowerów we Francji przejść płynnie do tematu najbliższego sercu Obieżysia? A nie, właściwie to nie ma problemu, bo tak się arcyfortunnie składa, że na cześć jednego z wyścigów kolarskich (Paris - Brest) powstało specjalne ciacho, jakoby kształtem przypominające koło do roweru. Louis Durand stworzył je ponad sto lat temu, gdyż tak bardzo ucieszył się, że wyścig przebiega zaraz przy jego cukierni. I jest tak dobre, że jemy je do dzisiaj!
 |
Wasz terenowy reporter ofiarnie próbujący ciasta parzonego uformowanego w koło rowerowe, a wypełnionego maślanym kremem pralinowym. Niestety już nie w Paryżu, ale za to w dobrej warszawskiej cukierni. |
Tego konkretnego ciastka w Paryżu się nie udało spróbować, ale przecież są tez inne!
 |
zakupy w Paryżu! |
 |
ciastko od Mistrza |
 |
a po sąsiedzku piekarnia z nagrodzonymi croissantami |
 |
pyszności! |
 |
co ja poradzę, że od tych wszystkich Monaliz wolę bagietki i croissanty? |
 |
w takiej piekarni to ja poproszę wszystko |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz