Skoro właśnie dodaję sobie kolejne, czy to znaczy, że mnie będzie więcej? Że przytyję?
 |
że będzie mi się ciężej wtoczyć pod górę? |
Moje nowe doświadczenie to pierwsze wakacje solo. To znaczy nie w tym sensie solo, że zupełnie sama, ale w takim, że bez Piotrka. Jadę na obóz kolarski organizowany przez chłopaków z Bike Brothers z Tarnowa pod kierownictwem ex-pro Tomka Marczyńskiego (kto to? Odpowiedź tutaj).
 |
szef tegotygodniowego bałaganu |
 |
fot. @bikeshow.cc |
 |
To-mek, To-mek, więcej To-mka! fot. @pswitkowski |
 |
drobiazgi |
Jest ciężko jakbym znowu była w pierwszej klasie gimnazjum czy liceum. Nikogo nie znam, trzeba dopiero przełamywać lody, zagadywać, poznawać się, opowiadać. Nie zawsze się udaje, czasem pytanie rzucone na wydawałoby się podatny grunt jest zbywane lakoniczną odpowiedzią. Istna męczarnia, a poza tym wyszłam z wprawy. Uczę się dużo o sobie, ale też o innych. Obserwuję, wyciągam wnioski. Ludzie nie lubią słuchać, lubią mówić, głównie o sobie.
 |
cisza przed burzą |
 |
burza (żeby nie było - normalnie nie zajmujemy dwóch pasów drogi, tu było jakieś chwilowe przetasowanie w grupie) |
 |
nagroda - rodzaj pierwszy |
 |
nagroda - rodzaj drugi |
To ja też poopowiadam o sobie, bo popokazywać siebie jak raz jest mi trudniej. Jako że mój prywatny fotograf wolał pracować niż jeździć na rowerze, a na obcych nie ma co liczyć (z wyjątkami - dzięki, Piotrku, Aldono, Tomku), dużo tego nie ma. Zrobiłam 7800 metrów w pionie i 457 kilometrów w ciągu sześciu dni, zjadłam dwa empanadas de atún i cztery serniczki, obeszłam Almuñécar tam i z powrotem trzy razy, przegapiłam wszystkie wschody słońca.
 |
kiedy nie ma innych, trzeba liczyć na siebie |
 |
albo zadowolić się zdjęciami samej Mondzi |
 |
fot. @bikeshow.cc |
 |
fot. ja |
 |
fot. Aldona |
Obóz był super, naprawdę, jednak wolę nasze samodzielne wyjazdy - wtedy trasa jest szyta na potrzeby i chęci. Jej długość, przewyższenie, tempo, godzina startu, rozmieszczenie przerw, liczba postojów na fotki. W grupie i to dużej nie da się spełnić oczekiwań wszystkich, nawet nie powinno się próbować, bo wtedy jedyne co można uzyskać to chaos. W związku z tym męczyłam się na podjazdach mocno, bo reszta silna i szybka i na każdym szczycie starałam się zminimalizować ich czas czekania na mnie. Z różnymi wynikami.





A towarzystwo? Sympatyczne, ale też mieszane - bardzo mocni i słabsi (albo jeszcze niewystarczająco wytrenowani na ten sezon czy z chwilowo gorszą formą). A z innej strony momentami zaskakująco zieloni w tę całą otoczkę kolarstwa. To nie przytyk, to jest okej, ale dziwi mnie, że nie wszyscy znają dobrze aplikacje do udostępniania treningów, nie wiedzą jak obsługiwać (ich własne!) nawigacje, jak wyznaczać trasy, jak szukać fajnych kawiarni na postój, jak jeździć w peletonie, że robią na nich takie wrażenie trasy po sto kilometrów, po dwa tysiące metrów przewyższenia i z/pod uporczywy wiatr. Wydawałoby się, że będą sami starzy (ewentualnie młodzi) wyjadacze. A jednak nie.
 |
dobra, koniec tych palm, wracajmy do rowerów |
A na koniec jeszcze parę widoczków z trasy od Piotrka (@pswitkowski) - naszego obozowego fotografa, dzięki!
 |
fot. @pswitkowski |
 |
fot. @pswitkowski |
 |
fot. @pswitkowski |
 |
fot. @pswitkowski |
 |
fot. @pswitkowski |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz