W ciągu kilku ostatnich lat dużo podróżowaliśmy, często krótko, ale intensywnie, często za granicę. Tymczasem koronaszaleństwo uziemiło nas w Polsce od lutego, kiedy ostatni raz w "poprzednim życiu" szusowaliśmy na nartach. Po takiej przerwie perspektywa nawet krótkiej wycieczki do bliskich Czech powoduje motylki w brzuchu! Szczególnie, że to kraj bardzo przyjaznym rowerom.
 |
no dobra, przyznaję się, w tych całych Czechach chodziło głównie o smažený sýr
|
 |
no i może jeszcze troszkę o kofolę
|
 |
cola? pepsi? nie, kofola! A tak naprawdę, to wszystkie te napoje są równie paskudne... |
 |
co innego taki parowiec z nadzieniem jagodowym, i to w dodatku z widokiem, paskudny nie jest... |
Czechy - kraina "kofolą i asfaltem" płynąca. Dlaczego tak? Ano Czesi, kochany naród, asfaltują wszystkie drogi, na każdy jeden szczyt, także te, gdzie obiektywnie asfalt nikomu do niczego nie jest potrzebny. Oprócz kolarzy, rzecz jasna, i hulajnogistów (?). Popularną rozrywką naszych południowych sąsiadów jest zjeżdżanie z górki na pazurki na masywnej, terenowej hulajnodze - koloběžce.
 |
zažij 13 km sjezdu na koloběžce! |
 |
Mondzia i jej (bardzo) daleka rodzina
|
 |
koloběžki są wszędzie |
I jeszcze galeria udowadniająca, że trawa jest zawsze bardziej zielona po drugiej stronie granicy. Ale co ja poradzę, że tam po prostu jest ładniej, że wyższe góry, że lepszy asfalt, że kolarzy (i też zwykłych rowerzystów) po prostu więcej.
Do Czech zaglądamy trzy razy, nic za darmo. Żeby zażyć kolarskiej ambrozji, trzeba się solidnie napracować - od sąsiadów dzielą nas porządne góry, więc trzeba podjechać którąś z przełęczy. Zdecydowanie najtrudniejszą jest Karkonoska - przez niektórych uważana za najtrudniejszą w Polsce. Podjeżdżając z Podgórzyna trzeba na dystansie około dziesięciu kilometrów wznieść się o ponad 800 metrów, walcząc z maksymalnym nachyleniem 14% na odcinku kilometra, 18% na odcinku dwustu metrów, i 20+ na krótkich ściankach (dla porządku przypomnę, że nasza lokalna Agrykola to 5%).
 |
Przełęcz Karkonoska zdobyta, i mimo że ciężka, był to ten łatwiejszy (!) z dwóch ciężkich podjazdów - czekało jeszcze Modre Sedlo (6.6 km, 11.1%). To też jedyny dzień, kiedy jedziemy większą grupą (znajomi znajomej), nieprzypadkowo jest to też ten najcięższy dzień na wakacjach - w grupie łatwiej o motywację (a że jest to akurat przedślubny piątek, to te dwa podjazdy będą właśnie siedziały w nogach w weekend). |