piątek, 31 stycznia 2025

[Adelajda] to mój syn

Po jeździe siedzimy w knajpie, raczymy się marchewkami i brokułem. Na telefonie leci końcówka wyścigu, do mety mniej niż trzy kilometry. Rozmawiamy po angielsku, bo w niepolskojęzycznym towarzystwie. W wyścigu kraksa, zmartwieni komentujemy sytuację, co podłapuje pan ze stolika obok. Podchodzi i podpytuje, co za kraksa i kto leży. Piotrek odpowiada, że ten świeżo upieczony mistrz Australii, no ten jak mu tam, nie pamięta jego nazwiska. Pan na to: "to mój syn"...

Tour Down Under jest wyjątkowy - zawodnicy są dosłownie na wyciągnięcie ręki. To pierwszy wyścig w roku, wszyscy wyluzowani, mieszkają w jednym hotelu, a zaraz obok niego pełne życia i wydarzeń miasteczko kibica (duży ekran z transmisją live, bąbelki, kiełbaski, kawa, stanowiska sklepów z branży rowerowej). Do tego codziennie kilka ustawek dla amatorów, spotkania z gwiazdami, autografy i selfiki, rozmowy, prezentacje nowych strojów na 2025. Słowem atmosfera jakiej nie ma nigdzie!

miasteczko kibica
PROsi mieszkają w Hiltonie, który na dwa tygodnie przybiera szatę kolarską

czwartek, 23 stycznia 2025

[Australia] nie wszystko kangur co się świeci

Trzydzieści kilometrów na godzinę, zakręciasta ścieżka, lewo, prawo, trzeba uważać, nic nie widać, światłocień, a tu mi ktoś krzyczy "patrz koala"... Jak on to robi?!?! Ja w Australii wypatrzyłam do tej pory jedną nieruchomą szarą kulkę, Piotrek kilkadziesiąt.

Oprócz dzikich koali z flagowych australijskich zwierząt widzieliśmy dużo dzikich kangurów (chociaż pogoda nie sprzyjała ich aktywności w ciągu dnia - wolały leżeć w cieniu drzew niż kicać), kilkanaście emu, dwie kolczatki (zwane też echidnami), stada papug, cztery foki, dwa delfiny. Wombaty - tylko w zoo.

Kategoria: ptaki.

"a tego wildlife'a widziałaś?"
no przyznaję, początkowo przegapiłam

poniedziałek, 20 stycznia 2025

[Adelajda] coś się kończy, coś zaczyna

Australijski roadtrip kończymy w Adelajdzie po 3200 kilometrach podróży autem wzdłuż oceanu. Za nami mnóstwo pięknych widoków, kilkadziesiąt wygłaskanych kangurów, po trzy zjedzone paje, noclegi w różnych miejscach, maksymalnie po dwie noce w tym samym łóżku, stopy z odciskami od wielokilometrowych spacerów, puste buteleczki po kremie z filtrem SPF50. O wielu z tych dni na blogu już było, teraz zbiorczo wrzucam trochę pozostałych ciekawostek i zdjęć, które nie pasowały wcześniej.

kiedy droga wygląda tak, w lusterka patrzy się nie tylko z obowiązku,
ale z przyjemności
kiedy stół śniadaniowy wygląda tak, dzień najchętniej zaczęłoby się
od dwóch śniadań
paje ze wszystkim, klasycznie z wołowiną
perspektywa pasażera
perspektywa kierowcy
perspektywa pasażera i kierowcy robiących przerwę na kolację
perspektywa kierowcy i pasażera robiących przerwę na patrzenia na
drzewo
ta sama przerwa, inne drzewo
przed samą Adelajdą znajduje się dość nieoczywiste niemieckie miasteczko
- Hahndorf. Mnóstwo knajp, w których królują sznycle i hot dogi 
z bratwurstem. Tutaj jedna z nich z dość niefortunnym logiem...
Uważnie sprawdzaliśmy, czy data z szyldu to 1839 czy nie jednak 1939...
a do tego niemieckie piwa i precle

piątek, 17 stycznia 2025

[Mount Gambier] nie powstydziłby się ich Ementaler

Skoro można zrobić ranking najbielszych plaż, to można również szeregować dziury, prawda? Moje top 4 australijskich dziur:

#4 Kiama, Little Blowhole
dziura z gatunku tych, które warto odwiedzić w czasie przypływu. Jednym
z tłumaczeń "blowhole" jest "nozdrze wieloryba" i to całkiem dobrze opisuje
mechanizm, który zobaczyliśmy (odwiedzając atrakcję w czasie odpływu,
niestety) - ocean wdziera się przez rurowatą dziurę i wypryskuje na wiele
metrów do góry
#3 Mount Gambier, Umpherston Sinkhole
bez zdjęcia z drona czy helikoptera pewnie tego tak nie widać, ale ten park
znajduje się w walcowatej dziurze. W internecie na pewno można znaleźć
lepsze ujęcia, warto
#2 Mount Gambier, Little Blue Lake
jezioro w dziurze, które udowadnia, że w Australii da się morsować!
Temperatura wody jest stała i wynosi tylko 12 stopni!
#1 Narooma, zdjęcie *w* Australii
sfotografował nas AI - ja zrobiłam zdjęcie Piotrkowi, Piotrek mi,
a połączyła je w jedno nowoczesna magia komputerowa

środa, 15 stycznia 2025

[Hyams Beach] bielsze nie będzie

Kolega mówi, że Hyams Beach na drodze z Sydney do Melbourne jest najbielszą plażą w Australii. Po fakcie okazuje się to nieprawdą (chyba, tak mówi internet), ale i tak dziwi mnie, że jest taka konkurencja. W sieci znajduję kilka rankingów - niektóre porównują kolor z googlowych zdjęć z paletą RGB, inne bazują na współczynniku odbicia światła. Hyams jest wysoko, ale nie najwyżej, chociaż jest bardzo biała - dla porównania wrzucam kilka zdjęć, bo czego jak czego, ale plaż na naszym roadtripie nie zabrakło. Widzieliśmy ich dużo, najczęściej przez chwilę i najczęściej z daleka (bo inne atrakcje wzywały, no i ile można gapić się na morze, to nie są kangury).

Hyams Beach
Minnamurra
Narooma
Narooma, Glasshouse Rocks
tyłek głowy konia, Horsehead Rock, Wallaga Lake
głowa konia, Horsehead Rock, Wallaga Lake
Point Danger, Torquay
Teddy's Lookout, Lorne
Apollo Bay
Dwunastu Apostołów, piętnaście kilometrów za Princetown
i jeszcze dwóch ;-)

poniedziałek, 13 stycznia 2025

[Melbourne] w krainie dreszczowców

Czy wolelibyśmy pokibicować Idze i to najlepiej w finale? Phitanie! Nie jesteśmy jednak tenisowymi fanami, nie planowaliśmy tej podróży pod Australian Open (ale pod inne wydarzenie sportowe już niedługo!), więc wzięliśmy co dawali, a dawali pierwszy etap eliminacji. Trudno, przynajmniej zaoszczędziliśmy jakieś osiemset dolców (najtańszy bilet na finał pań kosztuje $389, wejściówka na eliminacje $15). Z drugiej strony - ze względu na grono Czytelników - wiedzieliśmy, że to najważniejszy temat australijski i trzeba do niego podejść poważnie!

Na miejsce jedziemy tramwajem - z biletem tenisowym za darmoszkę. Miasteczko kibica dopiero się buduje. Generalnie wszystko dopiero się buduje (oprócz kortów, te są na stałe), plakaty się rozwieszają, oznaczenia malują, a za hot dogiem nie stoi się w kolejce.

miasto i ludzie w strefie relaksu - niby kibiców dużo nie ma, ale i tak ich widać.
Co to będzie za tydzień?!

Naszego dnia grają Maja Chwalińska i nieznany mi wcześniej Kamil Majchrzak. Obydwoje w piątym meczu na danym korcie, pierwszym w sesji popołudniowej (ma zacząć się nie wcześniej niż 15:30), więc od południa nerwowo odświeżamy wyniki w internecie - nie chcemy być na miejscu za wcześnie, ale też głupio byłoby przegapić spotkania Polaków. Nie ma się co martwić, szczególnie o Maję - kort wylosowała wyjątkowo pechowo, wszystkie poprzednie mecze są zacięte i długie, więc jej zaczyna się dopiero o 19 i również nie jest krótki i jednostronny. Zanim jednak Maja, docieramy do królestwa AO i spotyka mnie pierwsze rozczarowanie. Są dwa - trzy duże korty, takie jakie znam z telewizji - tysiące kibiców, wrzawa na trybunach, ale eliminacje gra się głównie na takich lilipucich. Trzy rzędy krzesełek wzdłuż jednego dłuższego brzegu i już.

Ka - mil, Ka - mil, Ka - mil
Marco Trungelliti oh - o - ooo
zdjęcie pod roboczym tytułem "nawet wywietrzniki są w kształcie liter
A i O" dopóki sędzia nie odwrócił się w idealnym momencie
niektóre mecze eliminacji rozgrywano na większych kortach
oo, takie to ja znam z telewizji

Macjhrzak gra przeciwko Argentyńczykowi Marco Trungelliti - choćbym chciała ciężko mi zapomnieć jego imienia i nazwiska. Bo co jak co, ale kibiców Marco miał fantastycznych. Przyszła ich cała banda i przez bite trzy godziny (to też był długi mecz) skandowali jego dane osobowe, w rytmie kibolskich przyśpiewek. Czasami w opozycji słychać było cichy i piskliwy dziewczęcy głosik "Ka - mil, Ka - mil, Ka - mil", ale to tylko nakręcało chłopaków jeszcze bardziej. Na szczęście okrzyki nie pomogły Marco - wygrał pierwszego seta, potem miał nawet piłkę meczową (!) albo i dwie, ostatecznie jednak górą nasz.

Maja również pozwoliła na piłki meczowe dla przeciwniczki, na szczęście udało się jej wygrać i ten, i dwa następne mecze - Kamil i Maja meldują się w pierwszej rundzie AO za co dostali drobny bonus w wysokości 132 tysięcy dolarów, brawo! Cała pula turnieju singlowego to bagatela 33 108 000 australijskich i co piękne i ostatnio coraz bardziej modne, nagrody dla pań i panów są równe. A dzięki zaangażowaniu emocjonalnemu i godzinom spędzonym na kibicowaniu, w głównym turnieju bardziej kibicujemy Mai i Kamilowi niż Idze i Hubertowi. Bardziej, ale Mai... krócej - już dzisiaj odpadła w pierwszej rundzie; Kamil walczy jutro. Powodzenia!

przyznaję, że mieliśmy kilka kryzysów kibicowskich - nie wzięliśmy
nic ciepłego do okrycia się (w końcu spotkanie miało się zacząć o 15:30),
a wieczór chłodny - od pewnego momentu trzymaliśmy kciuki
za tę zawodniczkę, która była bliżej skończenia meczu... Sorry!