Australijski roadtrip kończymy w Adelajdzie po 3200 kilometrach podróży autem wzdłuż oceanu. Za nami mnóstwo pięknych widoków, kilkadziesiąt wygłaskanych kangurów, po trzy zjedzone paje, noclegi w różnych miejscach, maksymalnie po dwie noce w tym samym łóżku, stopy z odciskami od wielokilometrowych spacerów, puste buteleczki po kremie z filtrem SPF50. O wielu z tych dni na blogu już było, teraz zbiorczo wrzucam trochę pozostałych ciekawostek i zdjęć, które nie pasowały wcześniej.
 |
kiedy droga wygląda tak, w lusterka patrzy się nie tylko z obowiązku, ale z przyjemności |
 |
kiedy stół śniadaniowy wygląda tak, dzień najchętniej zaczęłoby się od dwóch śniadań |
 |
paje ze wszystkim, klasycznie z wołowiną |
 |
perspektywa pasażera |
 |
perspektywa kierowcy |
 |
perspektywa pasażera i kierowcy robiących przerwę na kolację |
 |
perspektywa kierowcy i pasażera robiących przerwę na patrzenia na drzewo |
 |
ta sama przerwa, inne drzewo |
 |
przed samą Adelajdą znajduje się dość nieoczywiste niemieckie miasteczko - Hahndorf. Mnóstwo knajp, w których królują sznycle i hot dogi z bratwurstem. Tutaj jedna z nich z dość niefortunnym logiem... Uważnie sprawdzaliśmy, czy data z szyldu to 1839 czy nie jednak 1939... |
 |
a do tego niemieckie piwa i precle |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz