Po jeździe siedzimy w knajpie, raczymy się marchewkami i brokułem. Na telefonie leci końcówka wyścigu, do mety mniej niż trzy kilometry. Rozmawiamy po angielsku, bo w niepolskojęzycznym towarzystwie. W wyścigu kraksa, zmartwieni komentujemy sytuację, co podłapuje pan ze stolika obok. Podchodzi i podpytuje, co za kraksa i kto leży. Piotrek odpowiada, że ten świeżo upieczony mistrz Australii, no ten jak mu tam, nie pamięta jego nazwiska. Pan na to: "to mój syn"...
Tour Down Under jest wyjątkowy - zawodnicy są dosłownie na wyciągnięcie ręki. To pierwszy wyścig w roku, wszyscy wyluzowani, mieszkają w jednym hotelu, a zaraz obok niego pełne życia i wydarzeń miasteczko kibica (duży ekran z transmisją live, bąbelki, kiełbaski, kawa, stanowiska sklepów z branży rowerowej). Do tego codziennie kilka ustawek dla amatorów, spotkania z gwiazdami, autografy i selfiki, rozmowy, prezentacje nowych strojów na 2025. Słowem atmosfera jakiej nie ma nigdzie!
![]() |
miasteczko kibica |
![]() |
PROsi mieszkają w Hiltonie, który na dwa tygodnie przybiera szatę kolarską |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz