piątek, 10 stycznia 2025

[Melbourne] dżungla, tym razem miejska

Co najbardziej zaskoczyło mnie w Melbourne? Ciemności o szóstej rano w środku lata. Dopiero w tym mieście udaje nam się wyściubić nos spod kołdry o tak nieprzyzwoicie wczesnej porze, bo zabieramy się z lokalną grupą na objazd okolicy (jazdy startują o 6, ewentualnie 5:55, 6:15, 5:45, słońce okazuje się wstawać 6:07) - w szczególności z Lucasem, którego poznaliśmy na pierwszej jeździe w Nowej Zelandii - podjechał do nas i zagadał czy może się podłączyć, bo generalnie jeździ sam (kolarstwo szosowe nie jest tak bardzo popularne za Małą Wodą na wschód) i chciałby odmiany. Przewijamy czas do przodu prawie dwa lata, odbijamy dwa i pół tysiąca kilometrów w lewo, Melbourne, pierwszy dzień tutaj, idziemy do sklepu rowerowego firmy Maap, a w środku... Lucas! No nieźle!

5:55

Jakie jest Melbourne? Przede wszystkim bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo rozległe i - mimo obrazków powyżej - niskie. Nawet z moją awersją do miast, takie pięciomilionowe mogłoby się okazać przyjemne do życia!

W Melbourne śpimy kilka nocy, ale poznajemy tylko jego wycinek, raczej trzymając się przedmieść i terenów rowerowych. Idziemy do muzeum kina i sztuki współczesnej, spacerujemy po dzielnicy biznesowej i Fitzroyu - nowej koreańsko-duńskiej hipsterskiej części pełnej knajpek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz