Najlepszą częścią tego całego jeżdżenia są nieplanowane atrakcje. Jedziesz sobie, jedziesz i nagle widzisz dajmy na to, zupełnie hipotetycznie, warzywnego Obelixa. Albo, znowu hipotetycznie, duży kukurydziany labirynt. Myślisz sobie wtedy - muszę wejść i zobaczyć, jak to wygląda w środku. Piotrek zostaje pilnować rowerów, a ja boję się za bardzo zboczyć z obwodnicy, czyli drogi wzdłuż ścian. Przecież jak ja się tu zgubię, to znajdą mnie dopiero na jakimś wieczornym obchodzie! Zgłodnieję do tego czasu! Umrę z głodu! Tu kukurydza rośnie, nie czekolada! A labirynt jest duży - zajmuje prostokąt o bokach po kilkaset metrów, rośliny wysokie - sporo wyższe ode mnie, tak więc sponad nich nie widzę nic! Wrażenie świetne, polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz