czwartek, 31 grudnia 2020

[Polska] projekt Hydra

Kiedy rok temu życzyłam sobie mniej spójnych składowych, to nie do końca chodziło mi o koniec podróży zagranicznych tak jak je znaliśmy i niejako wymuszone jeżdżenie po skądinąd przepięknej Polsce.
mimo że w projekt włożyliśmy dużo serca, to w styczniu z siedmioma
spójnymi składowymi sytuacja wyglądała jednak lepiej niż w grudniu
z dziewięcioma. W 2021 jest co robić!
najlepsze ujęcia.
O dziwo pod pewnymi względami 2020 był najlepszym rokiem ever,
bo okazało się, że równie dobrym inżynierem oprogramowania co
z Warszawy można być z Podhala, Podkarpacia, Podlasia i Madery.
No i rowerowe towarzystwo - oni są najważniejsi i najlepsi!
numerycznie rok rekordowy pod każdym możliwym względem:
dziennym (314.5km oraz 4127m)
tygodniowym (1370km)
rocznym (14.5K km, 134K m)

środa, 30 grudnia 2020

[Madera] a może morze

W kontekście ograniczeń covidowych zastanawialiśmy się niedawno jakie są najbardziej skrajne punkty Unii Europejskiej - Unii, a nie Europy, bo najciekawsze są te, które leżą już na innych kontynentach. Jeżeli Czytelnicy chcieliby też się zastanowić, to odpowiedzi znajdą na końcu postu, a moją podpowiedzią - pewnie oczywistą - byłoby, żeby rozważać populację wysp. No a skoro o morzach i oceanach się zgadało, to dziś będzie o wielkiej wodzie i naszych incydentalnych kontaktach z wielką wodą, wszystko w otulinie przyjemnego niebieskiego.
często bywamy na terenach nadmorskich, ale rzadko jesteśmy nad morzem
jeśli już, to na chwilkę, polansować się do fotki i tyle ich było
szczególnie w miejscach jak Madera, gdzie plaży / wybrzeża zazwyczaj nie ma
i na morze można pogapić się tylko z betonowego nabrzeża lub klifu
ja wolę gapić się na morze z wysokości
a tak a propos wielkiej wody, a raczej wielkiej ilości wody...
średni roczny opad w Warszawie to 500 litrów na metr kwadratowy...
w zeszły wtorek w Porto Moniz (na północy wyspy) spadło 160 litrów!
Północ: Finlandia i Nuorgam.
Południe: Francja i Reunion.
Wschód: Francja i znów Reunion.
Zachód: znów Francja i Saint-Martin na Karaibach.

poniedziałek, 28 grudnia 2020

[Madera] nietoperze maderskie

W procesie adaptacji nietoperze wykształciły umiejętność echolokacji pozwalającą im bezbłędnie poruszać się w ciemnościach. Na Maderze jasno bywa (no, średnio w roku to z połowę doby...), ale warunki i tak są trudne - ludzie mają tu bardzo pod górkę (!). Należy jednak docenić i pochwalić Maderczyków, jak znakomicie przekuli wady wyspy w zalety i jak dobrze sobie w tych trudnych warunkach radzą.
o lewadach już było - w XVI wieku wybudowano ponad dwa tysiące 
kilometrów sieci nawadniających suche południowe tereny wyspy wodą
z północy i zachodu. Na potrzeby tego transportu wykuto 25 kilometrów
lewadowych tuneli. Obecnie jest to również jedna z większych atrakcji
turystycznych - wzdłuż kanałów się spaceruje.
50% energii na wyspie pozyskuje się ze źródeł odnawialnych.
Mniejsze i większe instalacje fotowoltaiczne widać na każdym kroku,
miał ją także jeden z naszych wcześniejszych domków - w oparciu o panele
na dachu ogrzewała się nam ciepła woda na kąpiel. W mocno deszczowy
tydzień rozwiązanie to jest nie do końca do polecenia...
na płaskowyżu wieje. Wieje niemiłosiernie. Po co ma wiać bez celu?
tuneli na Maderze jest ponad 150, pojedyncze pozamykane już dla
samochodów na starych i opuszczonych drogach, większość jednak funkcjonalna
i (o-jak-bardzo) przydatna. Niektóre króciutkie, inne naprawdę długie
(3168 metrów).
koszt wybudowania tego trzykilometrowego tunelu wyniósł 80 mln euro;
czy mosty i wiadukty są tańsze nie wiem, ale swoje też muszą kosztować.
Na wyspie nadal buduje się dużo i sama ta budowa robi wrażenie!
na deser moje ulubione perełki maderskie, czyli garaż na strychu.
Że jest stromo, to dom często przykleja się pod (a nie nad) drogą,
w związku z czym nie widać go z ulicy, a samochody parkują nad
(a nie przed czy pod) sypialnią i kuchnią.

czwartek, 24 grudnia 2020

[Madera] Boas Festas!

W 2020 oczywiście wielu z tradycji świątecznych nie da się zaobserwować - tych o bożonarodzeniowych jarmarkach, pogaduchach po pasterce (msze się odbywają, ale nie wolno przed czy po gromadzić się pod kościołem), dorocznym biegu ulicznym, cyrku czy wspólnym oglądaniu fajerwerków. Ale sporo wolno i co ważne, zasady ogłoszono kilka tygodni naprzód.
dekoracje świąteczne widać na każdym kroku. Nie załapały się w kadrze,
ale zaraz obok świątecznej pocztówki w Porto Moniz stały sobie dwa małe
białe (dość kiczowate) renifery z dzwoneczkami.
dekoracje świąteczne widać też nocą. Widać bardzo i z daleka.
inne miasto (tutaj Funchal), inne dekoracje, te widać trochę mniej
tutaj jeszcze inne dekoracje, chociaż również sporo światełek.
Nie wiem, jak czytelne jest to zdjęcie, ale na nim szopka, dosyć oryginalna,
bo w kolejce do żłobka stoi również stado pingwinów i miś polarny (?).
Fotka z oddalenia, jako że zależało mi na uchwyceniu obwiązanej
lampkami palmy.
kolejna tradycja to świąteczne miasteczka / place dla dzieci. Dużo
Mikołajów, skrzatów, aniołków, reniferów, choinek itd itd itd.
inny przykład
zwyczajem bardziej dla dorosłych są szopki w mniejszej skali, trochę
podobnie do tych rzymskich. Ta wygląda jak szopka świąteczna
uniwersalna - przy tej ilości baranków da się pewnie wykorzystać
ją i na Wielkanoc...
wracając do lampek - widowiskowo wyglądają drzewa
nie tylko pnie palmy, można oświetlać także korony zwykłych drzew
albo postawić drzewka w całości z lampek
z tymi choinkami to w ogóle przedziwna sprawa - stoją w różnych postaciach
wszędzie - czy to z lampek (3D lub jako lampowy obrazek tylko w dwóch
wymiarach), czy to sztuczne/prawdziwe w sklepach, przed knajpami, ale
świerków, jodeł lub innych iglaków nie da się kupić i udekorować w domu...
Może dlatego, że w przyrodzie (w parkach, na skwerach) występują choinki już
w dobrym świątecznym kształcie, bo nawet z gwiazdą na czubku?
dowód, że w sklepach choinki stoją, zaraz obok pysznych mango i kaki
a skoro już się zgadało o jedzeniu...
pão de jámon - wenezuelski i maderski przysmak świąteczny, czyli zawijaniec
z - uwaga! - szynką, oliwkami i rodzynkami, pyszności!
dalej bolo de mel - tradycyjnie: świąteczne, współcześnie: pamiątkowe
i całoroczne, ciemne zwarte ciasto, trochę jakby piernikowe, na bazie
melasy z trzciny cukrowej. Trochę występuje w roli opłatka, bo nie kroi się
go, tylko łamie. 
bolo rei, królewski wieniec, wygląda może plastikowato i sztucznie, ale
w smaku jest zaskakująco dobry - toż to zwykła babka z ogromną ilością
owoców kandyzowanych i rodzynek

wtorek, 22 grudnia 2020

[Madera] nowy młyn

Skoro powiedziałam, że następuje przerwa od roweru, to poniżej dowód, żeby nie być gołosłowną - na listę przespacerowanych wpisuje się kolejna lewada, a właściwie dwie. Drugą zaczęliśmy tam, gdzie skończyliśmy pierwszą, żeby skończyć drugą tam, gdzie zaczęliśmy pierwszą. Najpierw levada do Moinho (moinho to młyn), na powrocie levada Nova (tak, nowa). Była to właściwa kolejność, bo dzięki temu atrakcje się tylko rozkręcały i z kroku na krok było coraz lepiej zamiast szybko zobaczyć co najlepsze, a potem się nudzić (ja z tych, co deser zostawiają na koniec, żeby nie powiedzieć "na deser").
to znaczy... nie, żeby początek był jakiś brzydki
owszem, ładnie, zielono, z widokiem na góry
wśród pięknej przyrody
ale potem było jeszcze lepiej - lepsze widoki
wodospady
(także od środka)
i większe ekspozycje

niedziela, 20 grudnia 2020

[Paul da Serra] cztery cztery zero dwa dwa

Oczywiście część tych zdjęć trafia do bardziej publicznego internetu niżli ten blog. Po wielu wrzutkach kumpel stracił wreszcie cierpliwość do mojego / naszego niewykorzystywania potencjału miejsca, w którym jesteśmy i podesłał mi alternatywną wersję fotki. Podoba mi się bardziej, chociaż zastanawiam się, na ile można powiedzieć, że to cały czas to samo zdjęcie.
przed
po, suwaczki: @cezex
A żeby nie było, że nowy post, a nie ma żadnych nowych zdjęć czy informacji, i w ogóle nuda, i co to ma być, nie takiego bloga polubiliśmy, to wrzucam dodatkowo kilka widoczków z kolejnego zjazdu z płaskowyżu (bo w międzyczasie od ostatniego posta zdążyliśmy się pojawić tam raz jeszcze).
No i że ostatnia wycieczka zaczynająca się od płaskowyżu odhaczyła nam dwie spore drogi, to tym samym, wreszcie, chyba naprawdę możemy powiedzieć, że Maderę mamy zjeżdżoną wzdłuż, wszerz i dokoła. I chwilowo następuje przerwa od rowerów (chociaż póki co tylko w życiu, na blogu posty rowerowe pewnie jeszcze mam do nadrobienia).
7 tygodni
44022 metry przewyższenia
hektolitry potu

środa, 16 grudnia 2020

[Paul da Serra] osiem osiem cztery osiem

Chociaż chyba od tego roku to osiem osiem cztery dziewięć... Ta liczba stanowi punkt wyjścia do wysiłku zwanego mount everestingiem - w kolarstwie polega on na znalezieniu odpowiednio nachylonego podjazdu i tłuczeniu go tam i z powrotem, aż uzbiera się liczba metrów równa wysokości najwyższego szczytu na świecie. Na Maderze robią to na opak - szukają płaskiego kawałka, a jest taki jeden przy porcie, ma całe trzy kilometry długości, i pokonują go namiętnie raz za razem, i jeszcze raz, i jeszcze... Niektórzy potrafią wyrobić tak siedemdziesiąt kilometrów... Ale tak właściwie, to nieprawda, że to jedyny niepofalowany odcinek na wyspie, bo niedawno odkryliśmy płaskowyż Paul da Serra, chociaż żeby nacieszyć się jego płaskością, trzeba najpierw się na niego wdrapać (1300 - 1500 metrów od poziomu oceanu). Wjeżdżaliśmy kilka razy, z pogodą bywało różnie. Pierwszy raz wiało niemiłosiernie, tak że momentami nie dawaliśmy rady trzymać się swojego pasa i znosiło nas na drugi, było też chmurzaście i chłodno. Za drugim chmury skończyły się na wysokości poniżej tysiąca metrów, my znaleźliśmy się ponad i zrobiło się niesłychanie klimatycznie. Poniżej dokumentacja.
na dole nic nie zapowiadało, że na górze może być ładnie - było szaro,
ponuro, chłodno, pochmurno i jednym słowem: brzydko
mimo to - no bo cóż innego można było robić w dzień wolny - mozolnie
przedzieraliśmy się do góry
droga od domu ciągle szła pod górę, gdyby zaczęło padać albo zrobiło
się zbyt nieprzyjemnie, odwrót mieliśmy prosty - zawrotka i w kilka
minut możemy już grzać się herbatą pod wełnianym kocykiem
o, nowa kumpela, jako że w Portugalii szczęśliwie krowy mówią jak po
polsku, więc wiadomuu było, jak zagadać
i wtem, nagle, nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak, dosłownie z minuty na minutę
zrobiło się o tak
zupełne zaprzeczenie tego, co na zdjęciach sprzed chwili: ładnie, ciepło,
słonecznie, kolorowo, jednym słowem: pięknie
ale wystarczyło się obejrzeć za siebie i w zasadzie widać było co tu się wydarzyło
a w rzeczywistości wyglądało to dużo dużo bardziej widowiskowo
tymczasem podjeżdżamy dalej, ale już ciesząc się okolicznościami
i widokiem na morze chmur
dla porównania - to zdjęcie pochodzi z trzeciej wizyty na płaskowyżu,
nie jest to to samo miejsce, ale widać pewną różnicę, jak może wyglądać
tło, kiedy nie ma chmur (rzadka sprawa)
płaskowyż to takie rozległe jedno wielkie nic (zero domów, zero sklepów,
zero budynków, zero upraw, zero czegokolwiek, no oprócz wiatru, wiatru dużo)
krajobraz jak z Forresta Gumpa
ride, Piotrek, ride
no i jedzie
czy z tych chmur pada? Chwilowo mnie to nie interesuje.
Ale zaraz zacznie.