poniedziałek, 7 grudnia 2020

[Madera] 24623 metry

Pozdrawiając Czytelnika lobbującego za kolarstwem romantycznym bez cyferek, chciałabym podsumować listopad, w którym to miesiącu podjechałam 24623 metry, czyli prawie jedną trzecią tego co przez cały poprzedni rok! A to przy zaledwie 848 kilometrach w poziomie (sporo mniej niż moja normalna miesięczna średnia). A takie proporcje bo? Bo (chyba jeszcze nie wspominałam?) Madera stromą wyspą jest!
raptem kilka kilometrów podjazdu, a już mamy fajny widoczek
(chociaż najpierw trzeba było swoje się zmęczyć)
(up! up!! up!!! czasem podjazdy są strome)
(czasem - rzadko - są trochę bardziej łagodne)
(a najczęściej to pewnie jest tak, że są strome, ale na zdjęciach wygląda,
jakby było po płaskim - te białe "ząbki" okalające pagórek, to trasa, wcale
nie łagodna...)
czasem jest ładnie i widać, gdzie się podjeżdża
i można (i należy) cieszyć oczy
czasem z tym widzeniem jest trudniej
bo ledwo widać kilkadziesiąt najbliższych metrów
i chociaż częściej przedzieramy się chmuromgłę, to oczywiście na
większości zdjęć niebieskie bezchmurne niebo (bo wtedy aż chce się
wyjmować aparat)
ale prawda, że chumromgła jest klimatyczna
bo to nie brudny obiektyw to na górze, to chmury :-)
stan pośredni - niby coś widać, ale jak widać?!
dwa obrazki - znajdź pięć różnic
na tym zdjęciu też jadę, ale dużo trudniej mnie znaleźć
generalnie jakby ktoś się zastanawiał, czy jazda tutaj jest bezpieczna
i czy nie spotykamy aby za dużo ludzi na trasie...
to największym niebezpieczeństwem jest chyba śmierć z głodu, bo
ostatnio zrobiliśmy pięćdziesiąt kilometrów i na trasie był jeden bar,
w którym z jedzenia to były prostopadłościenne ciasta Dan Cake'u
w plastikowych torebkach...
więc zazwyczaj ludzi za dużo nie ma...
...tylko my

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz