Saksonia wyszła nam przypadkiem - jako przystanek po drodze z urlopu, z Alp, w których pada, do Warszawy, do której wcale nam się jakoś tak bardzo nie spieszy i zostaliśmy w tej Saksonii tydzień. Poznajemy ją po kawałku - podjeżdżamy autem i startujemy pętle z różnych punktów, na chwilę uciekamy (dwukrotnie) do Czech, a na koniec pracujemy kilka dni zdalnie z Drezna, tam również umawiamy się na rundę z miejscową grupą. Czy warto? Na urlop - raczej nie, jest dużo lepszych terenów do jeżdżenia. Ale "przypadkiem", "jako dodatek", "po drodze", "na pracę zdalną" - jak najbardziej!
![]() |
Saksonia jest podobna do Wielkopolski (cóż za niespodzianka, przecież tak daleko od siebie są!) - dużo lasów, dużo zieleni |
![]() |
tylko mniej aut i dużo więcej pagórków |
![]() |
asfalt nawet czasem też taki polski... |
![]() |
a czy pada czy nie pada, to ruch na drogach znikomy |
![]() |
a ścieżki rowerowe świetne |
![]() |
podjazdy (podwójnie) długie no bo 1788 półmetrów (!) brzmi dumniej niż 894 metry, prawda? |
![]() |
i mają krowy! Szwajcarskie były, austriackie były, czas na niemieckie... |
![]() |
Fichtelberg, 1214m npm, najwyższy punkt Rudaw po stronie niemieckiej i zarazem jeden z ostatnich punktów, w których moje najnajnaj okulary są jeszcze w jednym kawałku. |
![]() |
Drezno, Grosser Garten. Nasze zwiedzanie tego miasta jest zaiście ekspresowe - wieczorem po pracy wsiadamy na rower i jedziemy w kierunku centrum, zatrzymując w co bardziej obiecujących miejscówkach. |
![]() |
Drezno. Stare miasto, a właściwie chyba nowe miasto - podczas II Wojny większość budynków została zniszczona i potem odbudowana. |
![]() |
Drezno. Piotrek śmiga wzdłuż porcelanowego (!) Pochodu Elektorów Saskich, bardziej zainteresowany rowerowo-nieprzyjemną brukowaną nawierzchnią niż ogromnym dziełem po lewej... |
![]() |
Drezno. Zabytki zabytkami, ale taki zachód słońca jest niewątpliwie atrakcją! |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz