wtorek, 17 sierpnia 2021

[Saksonia] saksońskie 995 półkilometrów

Saksonia wyszła nam przypadkiem - jako przystanek po drodze z urlopu, z Alp, w których pada, do Warszawy, do której wcale nam się jakoś tak bardzo nie spieszy i zostaliśmy w tej Saksonii tydzień. Poznajemy ją po kawałku - podjeżdżamy autem i startujemy pętle z różnych punktów, na chwilę uciekamy (dwukrotnie) do Czech, a na koniec pracujemy kilka dni zdalnie z Drezna, tam również umawiamy się na rundę z miejscową grupą. Czy warto? Na urlop - raczej nie, jest dużo lepszych terenów do jeżdżenia. Ale "przypadkiem", "jako dodatek", "po drodze", "na pracę zdalną" - jak najbardziej!

Saksonia jest podobna do Wielkopolski (cóż za niespodzianka, przecież
tak daleko od siebie są!) - dużo lasów, dużo zieleni
tylko mniej aut i dużo więcej pagórków
asfalt nawet czasem też taki polski...
tu okolica wygląda na mazowszopłaską, ale to tylko pozory - hopki
i górki bywają konkretne, a po odjechaniu kilkudziesięciu kilometrów w kierunku
na Czechy są już prawdziwe góry (to znaczy prawdziwe jak na Mazowsze,
a nie prawdziwe jak na Alpy).
uciekaliśmy (ze Szwajcarii) od deszczu, ale na dobre wcale nie uciekliśmy.
Deszcz nadal nam towarzyszy, chociaż jest go sporo mniej, da się
wykroić okno pogodowo-rowerowe, a nawet jak już pada, to
temperatura wyższa, więc łatwiej to zaakceptować.
a czy pada czy nie pada, to ruch na drogach znikomy
a ścieżki rowerowe świetne
podjazdy (podwójnie) długie
no bo 1788 półmetrów (!) brzmi dumniej niż 894 metry, prawda?
i mają krowy! Szwajcarskie były, austriackie były, czas na niemieckie...
Fichtelberg, 1214m npm, najwyższy punkt Rudaw po stronie niemieckiej
i zarazem jeden z ostatnich punktów, w których moje najnajnaj okulary są
jeszcze w jednym kawałku.
Drezno, Grosser Garten.
Nasze zwiedzanie tego miasta jest zaiście ekspresowe - wieczorem po pracy
wsiadamy na rower i jedziemy w kierunku centrum, zatrzymując w co bardziej
obiecujących miejscówkach.
Drezno.
Stare miasto, a właściwie chyba nowe miasto - podczas II Wojny większość
budynków została zniszczona i potem odbudowana.
Drezno.
Piotrek śmiga wzdłuż porcelanowego (!) Pochodu Elektorów Saskich,
bardziej zainteresowany rowerowo-nieprzyjemną brukowaną nawierzchnią
niż ogromnym dziełem po lewej...
Drezno.
Zabytki zabytkami, ale taki zachód słońca jest niewątpliwie atrakcją!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz