piątek, 13 sierpnia 2021

[Silvretta Hochalpenstraße] trzydzieści zakrętów

Wymeldowujemy się z hotelu, odstawiamy Franka na lotnisko, zatrzymujemy się na pierwszym lepszym parkingu (jest niedziela, więc pod wszystkimi marketami pusto, w Szwajcarii sklepy czynne są od poniedziałku do soboty) i wreszcie próbujemy odpowiedzieć sobie na jedno ważne, ale to bardzo ważne i bardzo trudne pytanie - co dalej? Prognoza pogody nie jest optymistyczna, i jest to pewne niedopowiedzenie... Nie dość, że leje (mniej więcej w całej Europie), to jest zimno (na szczytach wszystkich przełęczy, na które chciałam wjechać wręcz lodowato). Z braku lepszych pomysłów rezerwujemy dwie noce w hotelu austriackim, w poniedziałek powinno być znośnie (i było), a potem - się zobaczy! Po fakcie przyznaję, że jest to strategia bardzo (za bardzo!) męcząca - ciągłe szukanie, ciągłe bycie w nierowerowym ruchu, przejazdy autem, pakowanie, rozpakowywanie, to wszystko powoduje, że już i tak męczące wakacje są za męczące. W każdym bądź razie, nie wybiegając za bardzo w przyszłość, w poniedziałek udaje nam się odhaczyć podjazd trzydziestu zakrętów inaczej znany jako Silvretta Hochalpenstraße albo przełęcz Biellerhöhe. Dzięki temu, że wjeżdżamy napędzani tylko pracą naszych mięśni, a nie na przykład silnikiem spalinowym, oszczędzamy 16.50 euro!

zakręty są ponumerowane, tutaj trzynasty z trzydziestu.
I mimo że na wszystkich zdjęciach jesteśmy praktycznie sami, tą
fantastyczną drogą wjeżdżało również wiele aut z turystami, 16.50
euro to może i dość wysoka opłata, ale jak widać niewystarczająca.
kilka zakrętów wyżej i z widokiem na poprzednie
kolory są obłędne, widoki są obłędne, dla nich właśnie jechałam pół Europy
to samo miejsce, inny kolarz, nie mogę się napatrzeć, nie mogę zapomnieć,
nie mogę tych zdjęć nie wrzucić...
...mimo że są bardzo do siebie podobne
tabliczka zaraz za trzydziestym!
fotografuje te krowy, jakby żadnej nigdy nie widziała...
Ale co ja poradzę, że te alpejskie jakieś inne są!
po wjeździe na przełęcz nastąpił zjazd...
... i zwiedzanie wyhaczonej przez Piotrka dolinki. Akurat wtedy wyszło
słońce i pogoda wystawiła do zdjęć swoje największe atuty.
cały dzień udało nam się unikać deszczu. Trochę wiało, ale o tym szybko
zapomnieliśmy, no i na zdjęciu wiatru nie widać!
a jakby ktoś pytał o oszczędności, to zaoszczędzone 16.50 euro można
wydać na przykład tak
i dla mnie ta przełęcz już na zawsze zostanie Kaiserschmarrnpass.
Najlepsza motywacja - przez żołądek do mięśni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz