Do Starachowic (po co tam? O tym już w następnym poście!) jedziemy (prawie...) najkrótszą drogą - przez Brzeszcze, Bielsko i Ustroń. Na pierwszym przystanku pozbywamy się połowy pasażerów (licząc kierowcę również za pasażera), ale wpychamy w siebie tyle racuchów (a przynajmniej kierowca), że wagowo ta zamiana może być niezauważalna. Wychodzimy od babci niespiesznie późnym wieczorem / wczesną nocą i idziemy do auta. Stoimy na chodniku pod sklepem, bo miejsca, na których normalnie się parkuje, są w remoncie, przykryte płachtami i rusztowaniem. Widok z góry jest taki: sklep, chodnik szerokości auta, nasze auto (przed innym, za innym), rusztowania. Kiedy zaczynam szukać kluczyków w torebce i zostaje nam zaledwie kilka kroków, Piotrek kątem oka dostrzega błysk świateł, jakby ktoś zdalnie otwierał bądź zamykał drzwi jakiegoś pojazdu i szybko analizuje sytuację. Wygląda na to, że pani zatrzymała się na miejscu opisanym wcześniej jako "chodnik szerokości auta", skutecznie blokując nam (i innym w tym samym rzędzie) wyjazd i właśnie zmierza do swojej klatki, żeby lulu do łóżka. Biegniemy za nią; zagadujemy, że właściwie chcieliśmy wyjechać i to mało koleżeńskie tak blokować innych, no ale zdążyliśmy ją złapać, więc nie musimy fatygować się czekaniem na policję, żeby ta odholowała zawalidrogę. Pani wyraźnie niezadowolona. Że to prowizoryczny parking dla miejscowych, że coś tam. Ale jak to - to miejscowych można zatarasować i wszystko cacy? A jak ktoś musi w środku nocy do szpitala, do pracy, do weterynarza? Ludzie, co z wami?
 |
pyszności z jabłkiem, nektarynką i jagodami |
Kolejny (krótki) przystanek w Bielsku - skoro już udało się wyjechać z Brzeszcz, to dojazd do Bielska był (prawie) bezproblemowy, chociaż nawigacja kierowała nas drogami raczej nie najszerszymi (czytaj: nieoświetlonymi ścieżkami między polami gdzieś pośrodku niczego). Dzisiejszy Ibis to dawny nieukończony hotel pracowniczy Maluch (dla fabryki FSM) i do tej historii nawiązuje eksponat w holu. Rano jesteśmy widzami (na szczęście tylko widzami) kolejnej edycji serialu "nie blokuj mnie". Przy recepcji zaaferowana grupa podróżnych zagaduje każdego, czy nie wie przypadkiem, do kogo należy taki biały duży samochód na gdańskich blachach. Pechowo przyjechał w nocy, stanął na chodniku i zostawił wystarczająco dużo miejsca na wyjazd... ale dla osobówek, a nie autokaru, ukrytego przed wścibskimi oczami na zapleczu hotelu i niemogącego rano się zmieścić...
 |
dwadzieścia trzy konie mechaniczne jako żywo (średnia wartość dla samochodów sprzedanych w 2020 to 160 KM) |
 |
maluch w holu to najprzyjemniejsze pomieszczenie w całym hotelu, pokoje są zwyczajne |
 |
ale akcenty świetne: zamiast wywieszki "nie przeszkadzać"- "jestem w garażu"; zamiast "proszę posprzątać" - "wożę się po mieście" |
My wyjeżdżamy bez problemu i uciekamy na południe - do Ustronia, w Beskidy, polskie i czeskie. W Czechach niedzieli handlowych nie ma i łatwo kupić kofolę. W Polsce jedynym rozczarowaniem jest "taki jeden podjazd donikąd, będziesz zadowolona, na pewno nie będzie samochodów", czyli Równica. Beskidzka Gubałówka. Na szczycie stanowiska z watą cukrową i dmuchane zamki miały się świetnie, w słoneczną niedzielę prawdopodobnie tego dnia byli tam wszyscy Ślązacy. Co do jednego.
 |
życie oncalla - laptop w plecaku i martwienie się o zasięg |
 |
szwajcarskie, austriackie i niemieckie już były ostatnio na tym blogu, czas na krowy czeskie |
 |
Równica. Beskidzka Gubałówka, fuuu. |
 |
pełnia szczęścia według Piotra Be |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz