piątek, 15 listopada 2019

[Phuket] gdzie Budda nie może, tam skuter pośle

Ktoś na sali oglądał Niebiańską plażę (20 lat młodszy Leonardo di Caprio!) albo the Man with the Golden Gun (w roli agenta jej królewskiej mości Roger Moore, 1974 rok)? Rajskie sceny kręcono na tajskich wyspach, a ja nie po raz pierwszy (i pewnie nie ostatni) dałam się omamić kolorowym broszkurkom. Oczywiście jest ładnie, nie da się zaprzeczyć, że duża wyspa Phuket i mnóstwo małych wysepek w pobliżu są bardzo malownicze, ale nie jestem jedyną, która chce tę malowniczość obejrzeć na własne oczy. Za radą kolegi decydujemy się zignorować rejsy po wysepkach, bo ponoć poza świtem, kiedy faktycznie jest pusto, są to jedne wielkie imprezownie. Początkowy plan zakładał cztery (no dobra, trzy i pół, lądujemy około południa) dnia nicnierobienia, ale my nie bardzo umiemy w nicnierobienie, więc na dwa dni wypożyczamy szosy i eksplorujemy okolicę w sposób, który umiemy i rozumiemy.
środa - wycieczka na północ, czwartek - na południe
Decydujemy się na nocleg na północy (blisko parku narodowego, tam gdzie na mapie kończy się czerwona trasa) i jest to strzał w dziesiątkę - spokojnie, mniej turystycznie, tak że spacerując plażą kilometrami mamy ją tylko dla siebie (lub prawie), ale wystarczająco turystycznie, żeby było gdzie zjeść pad thaia, wypić świeżo wyciskany sok z mango i dać się wymasować. Nicnierobimy w poniedziałek i wtorek - siedzimy nad morzem, w morzu (ale fale!), w basenie, jest fajnie - inaczej, leniwie.
nie pamiętam, kiedy ostatnio chodziliśmy boso po plaży. Blisko morza bywamy,
ale nad morzem praktycznie się nam nie zdarza, no chyba żeby postawić przelotem
rowery do fajnej fotki.
tu fajne fotki można robić w wielu miejscach. Na wyspach sporo punktów
widokowych i nie da się ukryć, że jest pięknie...
naprawdę naprawdę pięknie
ale bywa też naprawdę naprawdę brzydko. Sterczące kable wzdłuż ulic to
normalka (swoją drogą wydają naprawdę upiorny odgłos i człowiek się zastanawia,
spadnie czy nie spadnie, czy już dzisiaj czy dopiero jutro), do tego budki z
jedzeniem, dużo samochodów i jeszcze więcej skuterów.
przy morzu na północy pusto, można mieć całą plażę dla siebie
przy morzu na południu pełno, trzeba plażę dzielić z innymi
po odjechaniu od szlaków turystycznych można się pogapić samemu na morze
po wjechaniu w głąb lądu trzeba się wtopić w otoczenie. To najlepsza metoda
poruszania się w tłoku. W Tajlandii (i jak się przekonamy na tym wyjeździe też
w Kambodży), po prostu się jedzie - można zwolnić, ale zatrzymywać się nie
warto - jeszcze jeden skuter zawsze się między autami zmieści, pieszy da radę
przejść, nawet jeśli w młodości nie grywał namiętnie we Froggera. Zatrzymywanie
się spowalnia całą kolumnę pojazdów, zwalnianie nie powoduje takich korków.
Kiedy nie umiałam się odnaleźć, wybierałam skuter i jechałam za nim - tu trochę
pod prąd, tu za autobusem, tu w lewo, tu trochę na chodnik, tu przed auta, tu za
auta, tu na czerwonym i voila - dojechaliśmy!
ale wolę jednak ciszę i spokój...
...od szumu kabli...
...zapachu spalin...
...i poczucia zagrożenia. Bo na ulicy często wydzielony jest pas dla nieaut,
jak tutaj, albo trzeci, skrajny, zewnętrzny na drodze szybkiego ruchu do jazdy
rowerem i skuterem, ale w praktyce służy też do parkowania, no i jest używany
przez wszystkich, którzy akurat mieli za daleko do zawrotki...
Taka tam miejska dżungla!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz