wtorek, 31 grudnia 2019

[Warszawa] mniej spójnych składowych

Znowu robię przegląd najlepszych momentów minionego roku i kolejny raz więcej w nich roweru niż czegokolwiek innego:

9. kolejne techniczne wystąpienie na konferencji (JustDevOps),
8. bajkohajki w Kapadocji i wschód słońca o piątej nad ranem,
7. spontanicznie do Bergen na hot doga z renifera (bilety kupione 36h przed gwarantem dobrej pogody),
6. 310 km do Wrześnie na 31. urodziny...
5. ...i po powrocie jeszcze Gassy o pierwszej nad ranem,
4. trzecie miejsce w MP maratońskich sztafet firmowych (będąc najsłabszym ogniwem drużyny!),
3. prawie bidon od Kwiatka na le Grand Départ,
2. "ja na offsite [na Słowenię] rowerem nie dojadę? Hold my isotonic!",
1. 1000+ km w jeden zimno-mokro-ciepły tydzień w ramach międzybiurowej rywalizacji le Tour de Google.
poprzeczka dla 2020 ustawiona bardzo wysoko. Ale może jednak, Nowy Roku,
będziesz jeszcze lepszy?
w porównaniu z 2018: trochę dalej, w tym na raz, odrobinę wyżej
w 2020 życzę sobie, że ta mapa miała mniej spójnych składowych!

sobota, 28 grudnia 2019

[Malaga] ¡Mama na medal!

Okolice Malagi są tak rowerowo idealne, że aż żal było nie skorzystać... Łącząc je z wyjazdem rodzinnym wyglądało to tak, że szosy wypożyczamy na cztery dni. W wigilię wszyscy (chociaż różnymi środkami transportu) jedziemy do Mijas - oni autobusem, my po raz pierwszy mierzymy się z okolicznymi górkami. W środę znikamy na pierwszą połowę dnia na szybkie (hłe hłe hłe) osiemdziesiąt kilometrów. Średnia imponująca nie jest (przewyższenie robi swoje), ale postoje robimy dwa i to minimalnie krótkie (wciągnąć polvoronka i ¡vamos!) - nie ma standardowego zatrzymywania się na kawę czy lunch, to klasyczny trening (pojechać swoje i do domku) - tak więc spokojnie zdążamy na rodzinną paellę. W drugi dzień świąt wycieczka najważniejsza - bierzemy dodatkowy rower i zabieramy Mamę na przejażdżkę po górach. Tak mi się coś zdaje, że teraz doskonale rozumie, skąd nasza miłość (uzależnienie?) do tego całego kolarstwa i że na następnym wyjeździe będzie orędowniczką dnia rowerowego ;-) Wpada kolejne górzyste 77 km - po płaskim trasa wiodła tylko przez jakieś pierwsze pięć kilometrów, potem było albo w górę albo w dół. Kolega na Stravie skomentował, że "Mama i Piotrek muszą mieć tego samego trenera". Istotnie, Mama jest na medal! Trasa zdecydowanie łatwa nie była! Kolarską przygodę kończymy w piątek, gdy po pierwszych czterdziestu kilometrach wspinania się mamy trochę ponad tysiaka przewyższenia i na deser długi zjazd i powrót płaską trasą przy morzu. Malago, wrócimy jeszcze do Ciebie, to pewne!
z lewej wycieczka pierwsza, wtorkowa (112 km, 1355 m)
druga z lewej wycieczka druga, środowa (85 km, 1384 m)
trzecia z lewej wycieczka trzecia, czwartkowa (77 km, 1413 m)
no i pierwsza z prawej wycieczka ostatnia, piątkowa (90 km, 1286 m)
ja
a tak sobie stoję i robię zdjęcia, bo okolica tego warta
trochę z Mamą, trochę bez
w drużynie najlepiej

czwartek, 26 grudnia 2019

[Malaga] to churros or not to churros

Gdybym zakończyła dzisiaj moją blogową pisaninę, mielibyśmy piękną kompozycję klamrową, bo i pierwsze, i ostatnie posty byłyby o Maladze. Pierwszy raz przyjechaliśmy tu na początku grudnia 2016 i w związku z tym nie wiem o czym pisać. Bo chciałabym o białych miasteczkach, ale o tym już było. Chciałabym o obchodzeniu tutaj świąt, ale o tym też już trochę było. No i chciałabym o churrosach, ale o tym też już. Jedyny nowy element to rowery (a jest tu gdzie jeździć, o jest) i o nich będzie.
wtedy: odwiedziliśmy Frigilianę, post
teraz: wznosimy się na wyżyny kreatywności, żeby pogodzić wyjazd rodzinny
z rowerami. Dojeżdżamy do Mijas, białego miasteczka, by spotkać się
z resztą ekipy, pochodzić, zjeść obiad (a stamtąd rowerami/autobusem do
Fuengiroli i rowerami/kolejką powrót do Malagi). W Andaluzji białych
wiosek (pueblos blancos) jest mrowie. Wyczytałam, że jest też jedna niebieska,
Juzcar, wioska Smerfów (na liście "do odwiedzenia").
wtedy: post
teraz: niby przygotowałam się nieźle. Wiedziałam, że 22 grudnia odbywa się
świąteczna loteria El Gordo, w której do wygrania są miliony euro (zwycięski
los: 26590). Że rolę opłatka pełni turrón - migdałowo-miodowy nugat. Że 24.
po uroczystościach ulicznych (przegapiliśmy wracając z Mijas?) rodziny
zasiadają do wspólnej kolacji (zdecydowanie nie postnej, jest szynka, są owoce
morza, rosół, różne ryby, pieczone jagnię lub prosie i migdałowe ciasto
drożdżowe). Mimo to zaskoczyło mnie, że prawie wszystkie restauracje
w Wigilię były zamknięte - a my głodni i chętni na tradycyjną hiszpańską
paellę. Niestety - po dobrej godzinie czy prawie dwóch tułania się od
knajpy do knajpy (albo zamknięte albo brak miejsc albo menu świąteczne
45 euro od osoby), gdy już już mieliśmy zawracać do domu na kanapki,
znaleźliśmy czynną restaurację hinduską i grana była wigilijna Korma.
Smakowała jak nigdy.
co się odwlecze, to nie uciecze. Zamiast paelli wigilijnej, paella bożonarodzeniowa.
wtedy: post
teraz: wylądowaliśmy w tej samej churreri, tym razem przysmaki biorąc na
wynos (tabelka z przelicznikiem ciastek na euro rozkoszna). Oprócz tego
próbujemy lokalnych tejeringos - z ciasta przypominają churrosy, ale wręcz
ciekną tłuszczem.

poniedziałek, 23 grudnia 2019

[Caminito del Rey] deficyt adrenaliny

Jeszcze niedawno trzeba było dużo odwagi (a może szaleństwa lub deficytu adrenaliny), a do tego wspinaczkowych umiejętności, żeby porwać się na Szlak Króla. Zbudowany na samym początku XIX wieku przez robotników - więźniów, służył dzielnie przez lata (początkowo do transportu materiałów do budowy zapory wodnej), ale z upływem czasu stawał się coraz bardziej dziurawy i spróchniały. Gdy dodamy do tego jego charakterystykę - wąskie, metrowe, niezabezpieczone półki wystające z pionowych skał, wyjdzie nam, że był śmiertelnie niebezpieczny. Nic w tym zatem dziwnego, że z początkiem XX wieku zamknięto go i otwarto dopiero po wyremontowaniu, co w tym przypadku oznaczało wybudowanie na nowo.
teraz trasą można spokojnie biegać, a nawet jeździć rowerem, ale gdyby nie
było tej barierki, a co druga deska by się rozpadała...
w tle widać zarówno starą (niżej), jak i nową trasę (wyżej)
na wejściu dostaje się kask, w którym obowiązkowo należy być
pierwszy szlakiem przeszedł król (Alfonso XIII, stąd też jego nazwa). I pomyśleć,
że miał takie widoki jak ja dzisiaj...
(trzęsący się) most - najfajniejsza część szlaku
dla takich widoków warto
cała trasa - od wyjścia z autobusu (który zawozi nas ze
stacji kolejowej na początek szlaku) do wejścia do
pociągu to osiem kilometrów przyjemnego spaceru

niedziela, 22 grudnia 2019

[Malaga] Gwiazdka czy Wielkanoc?

W Maladze pogoda tak wiosenno-letnia (piękne słońce, czyste niebieskie niebo, dwadzieścia stopni), że właściwie nie jesteśmy pewni na jakie święta tu przyjechaliśmy. Czy to jeszcze Gwiazdka czy może jednak Wielkanoc? Odpowiedzi szukamy w muzeum automobili.
samochód [wielkanocne] jajko. Miejskie auto produkowane niezależnie w kilku
różnych krajach (Grecja, Chile, Indie, Wielka Brytania).
kiedy rolls royce nie zadaje wystarczająco dużo szyku i trzeba dokleić mu
kilka błyszczących (jak pierwsza [gwiazdka]) kryształów Swarovskiego...
Jaguar z 1961, uznany jako jeden z najładniejszych samochodów wszech
czasów w plebiscycie Daily Telegraph, a przez Enzo Ferrariego nawet za ten
jeden najładniejszy. Częściowo żółty jak kolor [wielkanocnych] kurczaków.
Unic z lat dwudziestych. Malowanie samochodów zapoczątkowała francuska
artystka Sonia Delaunay. Niektóre to prawdziwe dzieła sztuki, niektóre po
prostu poprawne i kolorowe jak papiery do pakowania prezentów [gwiazdkowych].
replika Rolls Royce'a Johna Lennona, samochód-kwiat [wielkanocny].
[gwiazdkowe] kryształki Swarovskiego w innym wydaniu.
prototyp samochodu solarnego, identyczny z SolarWorld No. 1, który
w 2007 wygrał konkurs na najlepsze auto na energię słoneczną. Żeby daleko
nim pojechać, przydałoby się trochę [wielkanocnego] światła.
sportowe BMW. Takiego szybkiego samochodu potrzebuje Mikołaj, żeby
zdążyć rozdać wszystkie prezenty na [Gwiazdkę].
[wielkanocne] inspiracje Salvadorem Dali.
że lakier musi być błyszczący? Wcale nie! Model Jaguara
z 1948, czarny kot, od razu podbił serca Londyńczyków.
Okres oczekiwania na furę dwa lata! I nie było, że
[Gwiazdka], że na prezent, nie byłeś sławny jak Clark
Gable albo Humphrey Bogart? Czekasz!
[Wielkanoc] krótki rękawek, plaża, morze

sobota, 21 grudnia 2019

[Pruszków] brzdęk

Wigilia rodzinnego wyjazdu świątecznego. Piątek, bardzo późny wieczór. Zadowolona z treningu na pruszkowskim welodromie odkładam po kąpieli spodnie do kosza z brudnymi rzeczami. W łazience jest ciepło, mięśnie odżywają, ciało budzi się do życia, chociaż powinno raczej powoli układać się do snu. Słyszę nieoczekiwany brzdęk. Na podłogę wypada kluczyk... Od damskiej przebieralni. Z Pruszkowa. Z PRUSZKOWA. [szatnie są dwie, męska i damska, a że dziewczyn mało, to właściwie ja i biorę, i oddaję kluczyk z portierni] Panika, bo rano w sobotę samolot. Pierwszy raz od dawna zupełnie nie wiem, co zrobić. Uberem po nocy w obie strony? Kurierska taksówka? Uśmiechać się pięknie do elementu rodzinnego, który został w Warszawie (ale co dalej)? Udawać, że kluczyka nie widziałam? A może mają duplikaty (powinni mieć, prawda? To rozsądnie mieć...)? Chciałabym zadzwonić na portiernię, ale pod wygooglowanym numerem nikt nie odpowiada. Dość oczekiwanie, to raczej nie jest recepcja, a pewnie biuro organizacji wydarzeń czynne w dni robocze dziesiąta siedemnasta. Co robić, co robić? Sytuację ratuje koleżanka, organizatorka treningów. Oferuje się przechwycić bladym świtem małą zgubę i podrzucić ją gdzie trzeba, kiedy pojedzie w sobotę na trening. DZIĘKUJĘ!
mój pierwszy torowy sprawdzian (kilometr solo ze startu zatrzymanego)
przejeżdżam w 1:32.05 (średnia 39 km/h)
A jak jeździ się na welodromie? Inaczej. Szybko. Bez hamulców i bez przerzutek, a więc i bez gwałtownych zmian. Przyśpiesza się powoli i zwalnia powoli. Poza tym ruch jest bardziej jednostajny. Pedałuje się cały czas, równomiernie, tak jak wszyscy przed i wszyscy za, nie można [że nie da się, a nie że nie wolno] przestać kręcić. Pierwszy raz nie był straszny, jeżdżenie (nawet tam na górze przy bandzie) przyszło mi naturalnie. Najpierw jeździłam po niebieskiej dolince, po kolei po linii czarnej, czerwonej, niebieskiej, a potem to już było a trenerze, czy ja mogę tam na górę pojechać, proszę?

czwartek, 12 grudnia 2019

[Warszawa] Michał, Mietek, Mikołaj

Przepis na najlepsze Mikołajki ever? Wstań rano. Wyjrzyj przez okno (niebieskie czyste niebo i lekki mróz). Załóż pełen rynsztunek kolarski (potówkę, długie spodnie, skarpetki z wełny merynosa, zimowe wysokie buty do łydki, buffkę na szyję, kurtkę, ocieplaną czapkę rowerową, grube rękawiczki, kask). Napełnij bidon wodą. Pogłaszcz czerwonego rumaka po ramie. Włącz gpsa. Pojedź pod salon Veloartu (plac Bernardyński 2) na wspólny trening szosowy z... Kwiatkiem! Zobacz go na żywo, zrób wspólną fotę, pokaż zdjęcie z Brukseli, pogadaj i - zostań najszczęśliwszym człowiekiem w Warszawie. Tego nie zmieni już nawet oświadczenie Kwiatka, że dwa dni wcześniej zaliczył spotkanie trzeciego stopnia ze skuterem i dzisiaj zamiast powystawiać nam koło jedzie do szpitala na usg. To nieważne, zobaczyłam na żywo drugi raz w tym roku, porozmawiałam, mogę jechać do pracy. Poniekąd nawet lepiej tak - nie muszę marznąć, a zaoszczędzone pół dnia urlopu (spotkanie odbyło się w piątek) jakoś dam radę wykorzystać...
Kwiato, fot. C.
przepraszam, że z wami nie pojadę dzisiaj, ale obiecuję, że w maju
Michał
Mietek
(a dopełnienie mikołajkowego szczęścia to wizyta w ulubionej cukierni
i testowanie kolekcji zimowej)
Mikołaj
(Odette, znowuż, kolekcja grudniowa)

niedziela, 1 grudnia 2019

[Tajlandia] 50 twarzy mango

Kiedy głupie pomysły to nie tylko sposób na urozmaicenie roweru, ale już stan umysłu, może powstać koncepcja zasmakowania 50 twarzy mango. Mango sticky rice to klasyk i to klasyk pyszny, ale żeby zgromadzić pięćdziesiąt różnych potraw trzeba było pójść w rarytasy niekonwencjonalne jak mango piklowane (bleee) albo mangowe mleko sojowe (taktycznie zaatakowałam je po rowerowym dniu, kiedy wjechaliśmy na najwyższą górę Tajlandii, i wtedy weszło i nawet smakowało) tudzież suszone mango w słodkim sosie rybnym.
1. mango sticky rice, również jako mango sushi
2. liofilizowane mango sticky rice
3. mango pancakes 4. muffinka mango 5. racuchy z mango 6. mango roti 
7. sok z mango 8. smoothie z mango (a raz smoothie z mango na ciepło, bo okazało
się, że “no ice please” może oznaczać, że mleko trzeba zagotować) 9. napój
z nasionami bazylii o smaku mango 10. mango ice tea 11. mango sago shake
12. mangowe mleko sojowe 
13. mango spritzer 14. mango americano 15. mango lassi 16. jogurt o smaku mango
17. sałatka z krewetkami i mango 18. sałatka z niedojrzałego mango
19. makaron na zimno z sosem mango 20. mango pork kaprao 21. mango curry
22. mango we fryturze
23. mango słodzone 24. mango suszone (“dehydrated”) 25. mango solone
26. suszone mango w słodkim sosie rybnym 27. mango piklowane
28. 29. paski suszone mango w posypce śliwkowej i morelowej
30. czipsy z mango 31. ostre suszone mango 32. mango w sosie słodko-kwaśnym
33. płaty suszonego mango
34. ciastko przekładaniec z kremem mango 35. pralinki z kawałkami mango
36. pianki marshmallow o smaku mango 37. rurki kokosowe o smaku mango
38. wafelki z mango 39. herbatniki o smaku mango
40. pałeczki oblane czekoladą mango 
41. lody mango 42. mango creme brulee 43. sernik z mango
44. mrożone kulki mochi (ciasteczka ryżowe) 45. mango flambirowane
46. pudding z mango
47. landrynki chilli mango 48. pastylki spicy mango 49. karmelki mango
50. mamba mango
A przecież nie był grany mangowy dżem ani chutney, ani mango kandyzowane, liofilizowane, mango w soku z puszki, pulpa mango, sos do krewetek, herbata z mango, margarita mango i wiele innych pyszności. Mimo to zarządzam odwyk od mango. Do odwołania!
a jeśli nie mango, to co? smażone banany, ryż w ananasie, no i przede
wszystkim najlepsze na świecie pad thaie... za niewygórowane kwoty.
W Chiang Mai za danie w knajpce, która na mapsach ma ocenę 4.9
zapłąciłam 5.20 pln.

[Tajlandia] wolny jak Taj

Thai po tajsku znaczy wolny, czyli Tajlandia to kraj wolnych ludzi, a nazwa ta funkcjonuje odkąd państwo działa jako monarchia konstytucyjna (wcześniej jako Syjam). Swojego króla Tajowie kochają i szanują. Król nie podlega krytyce, kropka. Nie wolno z niego żartować, kropka. Z psa króla też lepiej nie żartować, o czym boleśnie przekonał się pewien turysta i będzie przekonywał się dalej, przez najbliższych kilka lat, w więzieniu. A właśnie, więzienie. Grozi ono również na przykład za zmięcie banknotu z podobizną króla. Także ten, najlepiej chyba temat omijać.
lotnisko - pierwsze spotkanie z królem. Na stoliku książka, do której można
wpisać pozdrowienia lub życzenia.
Podobnie jak w Kambodży każdy dzień tygodnia ma w monarszej etykiecie
przypisany kolor. Żółty zarezerwowano dla poniedziałków, bo wtedy urodził
się władca Tajlandii.
galeria handlowa.
W kinie nie byliśmy, ale czytałam, że przed seansem odgrywany jest hymn
narodowy.
hotel.
Wchodząc do królewskiego pałacu trzeba ubrać się godnie, tak jak do
buddyjskiej świątyni, czyli zakryć kolana i ramiona.
na szczęście od czasu do czasu, w swoje urodziny lub święta państwowe, król
uniewinnia niektórych skazanych za obrazę jego majestatu, głównie turystów.
Monarcha (ten lub poprzedni) jest zapalonym kolarzem. Kiedy jednak jego
zdjęcie w stroju sportowym pojawiło się na facebooku, król groził serwisowi
pozwem za publikowanie obraźliwych zdjęć.