W Nowej Zelandii odczarowuję słowo “motel”. Do tej pory kojarzyło mi się bardzo amerykańsko z tekturowymi, zakaraluszonymi pokojami na godziny. Okazuje się, że może być czysto, schludnie i przestronnie - takie zwyczajne małe mieszkanie w parterowym budynku, z prysznicem, lodówką, mikrofalą, a czasem i kominkiem, z wejściem od ulicy i własnym miejscem parkingowym. Korzystamy z nich kilkukrotnie, ale podstawową formą zakwaterowania stanowią podnajmowane pokoje lub domki dla gości u zwykłych ludzi. To różne miejsca, bardzo różne. Czasem mikroskopijny pokój z łazienką dzieloną z innymi gośćmi, a kuchnią z gospodarzami (więc jakoś głupio się tam wpraszać nawet po gorącą wodę do herbaty), a czasami gigantyczny pokój z luksusową łazienką, pięknym widokiem, możliwością skorzystania z jacuzzi i prywatnego basenu. Nasz krótki przegląd sytuacji zmierzał do sformułowania tezy, że wolne pokoje turystom po prostu się wynajmuje, niezależnie od sytuacji materialnej, ale może to błędne odczucie. W każdym bądź razie wszystkie miejscówki bardzo w porządku, wszystkie czyste, wszyscy gospodarze życzliwi. Nie zawsze było jacuzzi (gwoli ścisłości jacuzzi było raz), nie zawsze pralka, ale podgrzewany koc w łóżku i mleczko w lodówce zazwyczaj już tak, czasem też jakieś płatki, raz nawet jajka na śniadanie. Co ciekawe na airbnb większość tego typu (podnajmowanych pokojów) miejscówek (czyli generalnie większość miejscówek w ogóle, bo głównie takie są) ma fantastyczne oceny (4.96, 4.87, 4.91 itd w pięciostopniowej skali), co zdecydowanie nie jest standardem w innych częściach świata.
 |
poglądowo - motel #1, Christchurch, ulica Motelowa (nie nazywała się tak, a powinna). Tu jeden raz nocujemy nieszablonowo, bo w motelu, ale bez auta. |
 |
poglądowo - motel #2, Hokitika. Ulewno - burzowa noc, to tu nam wysiadł prąd. |
 |
raz - z zupełnego braku innych opcji - nocowaliśmy też w przykempingowej chatce z dzieloną łazienką (co nie jest dużym minusem), ale w innym budynku (co już dużym minusem jest - szczególnie jak ktoś zazwyczaj musi w nocy, ale na szczęście tym razem nie musiał), bez internetu (co nie jest dużym minusem), bez prądu (co jest większym minusem) i z odwiedzinami myszki (co już jest całkiem sporym minusem, na szczęście szybko zwiała, prawdopodobnie przez jakąś dziurę na dwór, bo później nie słychać już było jej chrobotania). |
 |
całe zakwaterowanie wyglądało tak - na tablicy rozpiska kto gdzie, obok mapka, kluczyki w drzwiach chatek |
 |
może nie było prądu i toalety, może były myszy, ale śniadanie na takim ganku smakuje najlpiej |
 |
oczywiście śniadanie smakuje też nieźle w bardzo przestronnym eleganckim salonie, nawet jeśli składa się z samych opcji na słodko i płatków |
 |
z cyklu perełki airbnb - prysznic taki trochę na zewnątrz, trochę w chatce |
 |
z cyklu perełki airbnb - klimatyczne wnętrza |
 |
z cyklu perełki airbnb - oglądanie gwiazd chmur w jacuzzi |
 |
z cyklu perełki airbnb - duży pokój z dużą dozą prywatności (właścicielkę widzieliśmy tylko kiedy oprowadzała nas po domu) |
 |
z cyklu perełki airbnb - najlepsze towarzystwo na poranne śniadanie |
 |
z cyklu perełki airbnb - widok z okna dwa na dziesięć. Ale mocne dwa! |
 |
z cyklu perełki airbnb - duża biblioteka (udało się przeczytać z niej jedną książkę), dużo miejsca, płatki i mleko, fantastyczni gospodarze |
 |
nie zawsze było bardzo ładnie, ale zawsze było schludnie, a tu jeszcze w naszej łazience do dyspozycji mieliśmy pralkę |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz