W zasadzie nie istnieje taki koncept jak "kuchnia nowozelandzka" - knajpek różnej maści dużo, ale wszystkie importowane, w dużej części z Azji. Są japońskie, tajskie, koreańskie, chińskie, wietnamskie, tureckie. Są włoskie, tunezyjskie, meksykańskie, burgerownie. Nowozelandzkich nie ma. Nie ma też nawet pojedynczych lokalnych dań, chociaż jest jeden zwyczaj - picia herbaty z mlekiem - tak bardzo popularny, że w każdym, w każdym! airbnb czy motelu, w którym się zatrzymujemy, w lodówce czeka na nas biały napój. Początkowo myślimy, że to pod kątem śniadania, że banan, płatki i już, ale szybko orientujemy się w sytuacji.
A nie, raz mleka nie było. Pani gospodyni przepraszała nas potem trzykrotnie, że wieczorem nie zostawiła nam tego nieodzownego dodatku do herbaty. Mam nadzieję, że jej nie obraziłam mówiąc, że nie pijam Earl Greya z wkładką.
 |
między tajską a japońską znaleźliśmy taki knajpobus |
 |
która godzina? Jak zawsze, tea o'clock! |
 |
herbaciana ciekawostka: w Europie jest taka herbata jak English Breakfast |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz